Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/062

Ta strona została uwierzytelniona.

kładąc się od śmiechu. Ale gorzéj było, gdy raz, mając rodziców u siebie, przyczepił się do ojca i do ciotki, aby oni menueta tańczyli. Napróżno wzbraniali się, śmieli się i oburzali starzy; kiedy Alexander zaczął przymilać się i po swojemu prosić, nie było sposobu oparcia się. Wincunia siadała do fortepianu i grała menueta, którego się była wyuczyła od ciotki, a pan Jerzy z panią Niemeńską tańczyli; Alexander stał między nimi i wołał co chwila: na prawo, papunieczku! na lewo, ciotuchno! głębszy ukłon, ciociu dobrodziejko! wyżéj podskoczyć należało, papuniu dobrodzieju! Pan Jerzy i pani Niemeńska, skończywszy menueta, bez tchu padali na kanapę, ale śmieli się i byli w najlepszych humorach, bo Alexander i Wincunia, klęcząc przed nimi, śmieli się także, tulili się do nich i całowali ich ręce.
Choć piérwsze miesiące po ich pobraniu się były jesienne i zimowe, w domu ich była wiosna i lato. Kanarki śpiewały u okien w klatkach, otoczonych gęstą zielenią, jaskrawe dywany na posadzkach przypominały klomby z kwiatami, dwa duże źwierciadła z ramami, oplecionemi bluszczem, odbijały postać Wincuni, gdzie się tylko obróciła.
Gdzie niegdzie błyskał złocisty bronz, ponsowe obicia mebli nadawały życie i barwy pokojom. Młoda para budziła się ze snu o jedenastéj; o południu walcowym lub mazurowym taktem wbiegała do jadalnego pokoju, gdzie ją z przygotowaném śniadaniem cze-