— Boże mój! — pomyślała — czemu teraz, teraz właśnie, gdym już matką została, gdy serce moje poznało wielkość i świętość macierzyńskiego uczucia, a umysł pojął w całéj pełni wielkość zadania, jakie mam spełniać, niéma przy mnie nikogo, ktoby oświecał mię, pomagał mi, poradził, ktoby przynajmniéj pomówić chciał ze mną o tém, co mię tak żywo zajmuje? — Myśląc to, obejrzała się, zobaczyła pusty pokój i śpiące w kołysce dziecię. Alexandra nie było w domu.
Stanęła u okna i długo patrzyła w stronę, w któréj był dworek Topolina.
W téj chwili nietylko już nie wzlatywała na skrzydłach zachwytów i stanęła na ziemi, ale zaczynała już z dala dostrzegać brzeg przepaści o czarném dnie...
W tydzień potém służąca wniosła do pokoju, w którym Wincunia znowu sama jedna siedziała przy kołysce dziecka, sporą paczkę, owiniętą w papier.
— Co to? — spytała.
— Z Topolina — odpowiedziała sługa.
Wincunia z wielkiém zdziwieniem otworzyła paczkę, a ręce jéj trochę drżały, z ciekawości czy pośpiechu? Zdumiała się niezmiernie, gdy zobaczyła kilka książek i wyczytała na tytułach, że treścią ich była nauka fizycznego i umysłowego wychowania dzieci. Z książkami był mały, niezapieczętowany bilecik, a w nim słowa nakreślone dobrze jéj znaném pismem Bolesława:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/082
Ta strona została uwierzytelniona.