przyszłéj zabawy i ozwała się, patrząc z ukosa na pryncypałkę:
— Trzeba przyznać, że ten Snopiński coraz przystojniejszy.
— To prawda, i jak na szlachcica wcale jest roztropny — odpowiedziała niedbale pani Karliczowa.
— I dowcipny — dorzuciła druga kompanionka.
— Braknie mu tylko trzech rzeczy: aby miał piękniejsze nazwisko, posiadał znaczny fundusz i nie był ożenił się z tą gąską, a byłby...
— A był-by?
— Bardzo interesującym młodzieńcem, a w potrzebie i dobrą partyą — dokończyła ze śmiechem wdowa.
— A tak, jak jest, czém-że jest? — spytała kompanionka. Pani Karliczowa zrobiła minę kapryśno-żartobliwą i, przerzucając niedbale kartki albumu, rzekła:
— Un joli garçon i sposobem jakiéj takiéj rozrywki śród nudów na wsi...
Alexander, ani przeczuwając, że trzy panie w ten sposób rozmawiają o nim i decydują, wrócił do domu głęboko przejęty ważnością roli, jaką odegrywał u najbogatszéj w okolicy obywatelki, i pełen miłych spostrzeżeń o zaszczytném stanowisku towarzyskiém, jakie zajmuje.
Zaraz po powitaniu powiedział Wincuni, że za trzy dni pojadą oboje z wizytą do pani Karliczowéj.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/085
Ta strona została uwierzytelniona.