Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/088

Ta strona została uwierzytelniona.

wszy raz zobaczy dom, należący do wielkiego świata. Myśl ta nie budziła w niéj żadnéj obawy, owszem, pewne zadowolenie i ciekawość. Szybko dojrzewający jéj umysł zaczynał znajdować przyjemność w czynieniu spostrzeżeń i uczuwać potrzebę poznawania coraz szerszych widnokręgów.
— Ciekawam téż — myślała, ubierając się na wizytę — jak wygląda ten, tak zwany, świat wielki? co w nim jest dobrego, a co złego? — I ani razu nie pomyślała o tém, jak się sama w tym nowym dla niéj świecie wyda? czy spodoba się, lub nie, osobom, które poznać miała? Chęć błyśnięcia, świetnego pokazania się, nie powstała w jéj głowie, broniła ją od niéj prostota, będąca wynikiem skromnego wychowania i ziarnem przesadzoném z duszy Bolesława na grunt jéj ducha.
Kierowana wrodzonym dobrym smakiem, ubrała się bardzo stosownie do okoliczności, tak stosownie, że pani Karliczowa zdziwiła się, orzuciwszy wzrokiem jéj ubiór. Spodziewała się, że ujrzy parafiankę, ustrojoną w żywe i sprzeczne barwy, z jaką niekształtną kokardą na głowie; a zobaczyła ją w czarnéj bez zarzutu uszytéj sukni, z leciuchną koronką, przykrywającą prześliczne, gustownie ułożone włosy. Tegoż samego zdziwienia doświadczała piękna wdowa przez cały ciąg wizyty. Wincunia weszła do pięknego, pysznie przybranego pałacyku, spokojna, bynajmniéj nie onieśmielona zbytkiem, jaki się jéj przedstawił,