Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/089

Ta strona została uwierzytelniona.

i przez cały czas odwiedzin nie traciła skromnéj, ale pełnéj godności, pewności siebie. Więcéj słuchała, niż mówiła; widoczném było, że czyniła spostrzeżenia nad wszystkiém, co ją otaczało. Po herbacie pani Karliczowa usiadła do fortepianu i grać zaczęła, a Alexander stanął naprzeciw i rozmawiał z nią półgłosem. Dźwięki instrumentu głuszyły rozmowę, ale wyrazy twarzy gospodyni domu i młodego Snopińskiego były takie, że nagły rumieniec oblał czoło Wincuni i w oczach błysnęła iskra obrazy. Doświadczyła bolesnego olśnienia, po którém rozwidniło się nagle w jéj myśli. Pani Karliczowa ukazała się jéj w postaci złego ducha, ciągnącego w przepaść jéj męża. — Czyżby ona go kochała? — pomyślała Wincunia, patrząc na czarne, ogniste oczy wdowy, utkwione w twarzy Alexandra — nie, odpowiedziała sobie, ona nie zdolna kochać; to próżna, niedobra kobieta.
W téj chwili zaskowyczał leżący na dywanie szpic Bonoński, faworyt pani Karliczowéj; Wincunia spojrzała na niego i pomyślała, że piękna pani bawi się zapewne jéj mężem, tak, jak tém kudłatém zwierzątkiem. Ależ on? czyż nie czuje swéj poniżającéj roli? Dlaczego tak chętnie ją odgrywa? Czy przez istotny pociąg dla téj kobiety? nie, bo nieraz przecie słyszała, jak wymawiał o niéj żartobliwe i nie zbyt pochlebne słowa. Więc przez próżność, płochość, może szał chwilowy? Szał chwilowy! więc może i to, czego dla niéj saméj doświadczał, niczém więcéj nie było? Ja-