wołaną dla rozrywki wizytę parafianki i — nie miały z czego śmiać się. Alexander w drodze rzekł do żony:
— Trzeba koniecznie, moja droga, abyś uczyła się mówić po francuzku.
— Dlaczego, Olesiu? — spytała.
— Bo spodziewam się, że teraz często będziesz bywała u pani Karliczowéj, a tam, gdy zbierze się liczniejsze towarzystwo, zawsze prawie mówią po francuzku.
Wincunia milczała przez chwilę, potém rzekła:
— Jeśliby ci to nie sprawiło wielkiéj przykrości, kochany Olesiu, rada-bym już nigdy nie być w Piasecznéj.
— Dziwna z ciebie kobieta! — zawołał Alexander — nie podoba ci się wszystko, co piękne i gustowne, i nie masz żadnéj ambicyi pokazania się w towarzystwie nie gorzéj od innych!
— Że w domu pani Karliczowéj wszystko jest urządzone z wielkim gustem, temu nie przeczę; ale żeby ten wielki świat, na który dziś po-raz piérwszy spojrzałam, był tak piękny i miły, jak mi mówiłeś, nie znajduję — łagodnie odpowiedziała Wincunia.
— I cóż ci się w nim tak nie podobało? — zapytał z przekąsem mąż.
— Wiele rzeczy, a przedewszystkiém brak prostoty.
— Ach, cóż za sielankowe gusta i pojęcia! prawdziwie stworzona jesteś tylko do otwierania śpiżarni
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/091
Ta strona została uwierzytelniona.