Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.

wcale dumy rodowéj. Nie zmusiła-by siebie do uprzejmego uśmiechu choćby dla jakiego monarchy, jeśliby się jéj nie podobał; a gdy w kim zasmakowała, dla jakichbądź przyczyn, to już nie zważała nigdy na to, z jakiéj klasy społecznéj pochodził.
Nie była więc złą.
A była także pobożną, bardzo pobożną.
W pokoju jéj stał klęcznik bogato rzeźbiony, a nad nim wisiał obraz święty, znakomitego pęzla, ustrojony w krepy, kwiaty i srebrne ozdoby. Na ręku często nosiła różaniec agatowy, z wielkim, złotym krzyżem, święcone szkaplerze nie opuszczały nigdy jéj szyi, — nawet gdy na bal jechała, wkładała je za stanik wygorsowanéj sukni. Gdy mieszkała w mieście, wybierała sobie spowiednika z pomiędzy pokornéj a płomienistéj braci zakonnéj i co tydzień klękała przed trybunałem pokuty; na wsi miała kapelana, który codziennie Mszę odprawiał w ogrodowéj kaplicy. To nabożeństwo jéj było zupełnie szczere, nawet gorące; ale miało w sobie coś piérwotnego, coś właściwego tylko południowym ludom. Wierzyła w piekło ze wszystkiemi jego męczarniami, szatanami i kotłami wrzącéj smoły, a niebo przedstawiało się jéj wyobraźni bardzo podobne do tego, jakie wyśnił i wyznawcom swym przepowiedział Mahomet. Extatycznie wielbiła Matkę Bożą i niektórych świętych, ale, modląc się do nich, potrzebowała koniecznie widziéć malowane ich twarze; gdy nie miała przed sobą obrazu, modlić się