Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

zyi, dla igraszki, odbiera innéj szczęście i spokój domowy? Kimże jest ten człowiek, który z takim zapałem przysięgał jéj wieczną miłość i opiekę, a tak prędko... tak prędko zdradza ją i opuszcza? Jakimże jest ten stosunek dwojga ludzi, tak różnych sferą towarzyską, wiekiem, położeniem? Jakiego rodzaju jest to szczęście czy zadowolenie, jakie oni ze stanowiska tego odnoszą? Jakież są te dusze, tak lubujące się w cieniach i tajemnicy?
Ciemny, ciemny obraz zarysował się przed oczyma ducha kobiety, która, lubo sama uległa szałowi i rozmarzeniu, lubo unosiła się przez czas jakiś na skrzydłach ognistéj, namiętnéj miłości, pozostała czystą w myślach, dziewiczą w poczuciach, a nie znała, nie rozumiała dotąd pewnych przepaścistych grzechów świata... Szła smutna, pełna zwątpień i goryczy i pytała siebie: czém będzie przyszłość jéj i jéj dziecka z tym człowiekiem, który ją zawiódł tak srodze... Nagle, śród głębokiéj ciszy gaju, obił się o jéj uszy gwar kilku głosów, złączony ze skrzypieniem żurawia u studni, rykiem bydła i uderzeniem siekiery. Podniosła oczy i zobaczyła przed sobą ostrokół, oddzielający od gaju ogród i dziedziniec Topolina. Po przez bezlistne gałęzie drzew widziała nawet ścianę domku Bolesława. Nie spostrzegła, jak w zamyśleniu oddaliła się znacznie od Niemenki, a zaszła na drugi koniec gaju. Stanęła jak wryta i długo stała, patrząc na ten pogodny dworek, przysłuchując się różnym