wzięła je w ramiona, przytuliła do piersi i zapomniała o wszystkiém.
Jednego z dni głębokiéj jesieni, Wincunia otrzymała zaproszenie do proboszcza z X., na uroczystość otworzenia nowo zbudowanego szpitala. Szpital ten budował się wiosną i latem pod dyrekcyą Topolskiego, dwóch innych mieszkańców okolicy, proboszcza i zawezwanego na stałe mieszkanie do X. lekarza. Przez cały czas wznoszenia i urządzania zakładu, rozszerzano między niższemi warstwami pojęcie o pożyteczności jego i korzyściach, jakie zeń wypłyną dla publicznego zdrowia. Właściciel oberży z bilardem, Szloma, roztropny i oświecony trochę przez ciągłą styczność ze szlachtą żyd, przytém obdarzony snać z natury duchem nowatorstwa, bardzo przyjął do serca pomysł szpitala i gorliwie dopomagał wszystkiém, czém mógł, jego założycielom. A ponieważ posiadał ogólny szacunek swych współwyznawców, słowa jego wywierały na nich wpływ zbawienny. Na zarzut żydowskich familii, że w chrześcijańskim szpitalu będą udzielane lekarstwa i pożywienia trefne, upewniał, że szpital będzie miał dwa oddziały: jeden dla chrześcijan, drugi dla starozakonnych.
— No, jeżeli tak, to dla czego nie mamy tam leczyć się? — odpowiedzieli żydzi.
Szloma miał następnie o tym przedmiocie długą rozprawę z Topolskim, a gdy po niéj wrócił do domu, rzekł do żony:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.