— Nu, ten Topolski to... to...
Szukał długo wyrazu, któryby dorównał wysokości pochwały, jaką miał w myśli.
— To cymes! — dokończył, gładząc z przyjemnością pejsy.
— Prawda — odpowiedziała Szlomowa — to fein człowiek.
— On nie uważa — ciągnął Szloma — jakiéj kto religii i jakiego stanu: czy żyd, czy chrześcijanin, czy szlachcic, czy chłop; a powiada, że kto tylko cierpi, temu trzeba dać pomoc.
Po rozprawie ze Szlomą, Topolski miał z kolei długą naradę z doktorem i współdziałaczami w przedsięwzięciu, a skutkiem jéj było urządzenie dwóch sal w szpitalu: jednéj dla chrześcijan, drugiéj dla starozakonnych.
W dniu naznaczonym na otworzenie zakładu, mnóztwo ludzi zebrało się do kościoła, proboszcz odprawił solenne nabożeństwo, przemówił do zgromadzonych kilku ciepłemi słowami, zastosowanemi do okoliczności, komentującemi text Ewangeliczny: „co dacie jednemu z maluczkich braci moich, mnie dacie”, potém zaprosił całe zebranie do siebie na plebanią; rozstawione były ławy i stoły z przekąską i napitkiem.
Wkrótce małe pokoiki księdza zapełniły się takim tłumem gości, że miejsca zabrakło do siedzenia, i kto późniéj przybył, ten z trudnością mógł przeci-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/126
Ta strona została uwierzytelniona.