Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

snąć się do gospodarza domu. Zebranie to składało się z najróżniejszych żywiołów: byli w niém mężczyźni i kobiety, starzy i młodzi i średniego wieku. Na głowach żon dzierżawców i drobnych właścicieli piętrzyły się czepce z różnofarbnemi wstążkami, twarze młodych kobiet i panienek jaśniały ciekawością i zadowolnieniem ze znalezienia się w tak liczném gronie. Między mężczyznami były okrągłe i rumiane oblicza starych gospodarzy, z poczciwemi, ale mało obiecującemi inteligencyi oczyma; kręciły się między kobietami z pańska po szlachecku przybrane postacie młodzieży, bywającéj na sali u Szlomy; nie brakło téż rozumnych i myślących fizyognomii, jak proboszcza, doktora, Topolskiego, filuternie oryginalnego pana Tomasza i kilku innych.
Gwar z razu był wielki, panienki rozmawiały z młodzieżą i chychotały między sobą; gospodarze rozprawiali o polityce i urodzajach; pan Tomasz wypowiadał po swojemu jakieś oryginalne zdania, na które otaczająca go część parafii zgodzić się nie mogła i protestowała bardzo żywo. Franuś Siankowski tubalnym głosem prawił komplementa panienkom, a zająkliwy Rybiński starał się mu dorównać w wymowie; ale sprzeciwiała się temu wada jego organiczna, co wzbudzało ciche śmieszki i uśmieszki panienek.
Na najpokaźniejszém i najwygodniejszém miejscu siedziała hrabina X., przybyła na kilka tygodni do swojéj rezydencyi, dla załatwienia osobiście pewnych