duszą, nie potrafił-bym jednak dokładnie wam ich objaśnić; ot, poprośmy naszego pana Topolskiego.
Bolesław zaśmiał się:
— Chcecie, proboszczu, jak widzę, wykierować mię na Cycerona! — rzekł.
Kilka głosów zaśmiało się, a kilka ozwało z prośbą, aby Bolesław objawił te plany, ułożone z proboszczem ku publicznemu użytkowi.
— Czemuż-by nie — poprostu odpowiedział Topolski — z chęcią powiem państwu, co myślę. Oto potrzebujemy, bardzo potrzebujemy dwóch rzeczy: wzmożenia się oświaty i podniesienia w dość smutnym stanie zostającego rolnictwa.
— A jakiemiż środkami pan sądzisz, że nabyć się dadzą te dwie rzeczy? — z lekkim przekąsem spytał plenipotent hrabiny, wygolony i wyfrakowany jegomość, stojący za krzesłem swéj pryncypałki.
— Tego, co powiem, nie podaję za pewniki, są to tylko propozycye — odparł spokojnie Bolesław: — dla oświaty potrzebujemy założenia biblioteki wspólnéj i składkowéj dla nas oświeceńszych, a szkółki dla włościan; w celu podniesienia rolnictwa, przemysłu, handlu i kredytu, co wszystko razem łączy się z sobą, powinnibyśmy zaprowadzić po majątkach udoskonalone machiny rolnicze, ulepszyć stan dróg komunikacyjnych i w stosownych miejscowościach pozakładać fabryki, odpowiednie stanowi i położeniu ekonomicznemu okolicy.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.