Iskra elektryczna przebiegła całe towarzystwo.
— Dzielny nasz Topolski! — wołano z różnych stron.
— To ozdoba naszéj okolicy!
— Zkąd on u licha takiego rozumu nabrał?
— Słuchaj, Bolku! niech cię uścisnę!
Znalazł się jednak ktoś niedowierzający, który szepnął do ucha panu Tomaszowi:
— Wszystko bardzo pięknie, ani słowa; ale dla ogółu jakaż korzyść wyniknie, że nasza okolica będzie miała wszystko, co trzeba? Toć nas garstka mała, panie dobrodzieju; gdyby tak w całym kraju urządzono, to co innego.
Pan Tomasz popatrzył filuternie na mówiącego sąsiada i, kręcąc siwego wąsa, spytał:
— Czy widziałeś waszmość kiedy, jak mrówki usypują sobie mrowisko?...
— Cóż sąsiad dobrodziéj pytasz mię o takie rzeczy! — odparł oponent — ja do Sasa, a jegomość do lasa. — I chciał odejść obrażony. Ale pan Tomasz przytrzymał go za rękaw.
— No, tylko mi waszmość powiedz, widziałeś kiedy mrówki przy robocie, czy nie?
— No, widziałem, i cóż z tego? Z jegomości, panie Tomaszu, wieczny oryginał...
— Ot, widzisz mospanie, ja jegomości chciałem powiedziéć, że każda okolica w kraju powinna być jak mrówka: ściągać gałęzie, ruszać się, pracować, budo-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.