Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

wać, nie zważając, jak tam inne robią. A te inne, zapatrzywszy się na nią, zaczną to samo robić, co i ona, a z tego wszystkiego, mospanie, wyniknie to, że cały naród mrowi zbuduje sobie wygodne mieszkanie.
Sąsiad słuchał, a potém milczał długo i myślał; a w końcu rzekł:
— Mądry z wasana człek, panie Tomaszu, choć oryginał.
Wniesiono opleśniałe butelki ze starym miodem. Proboszcz częstował sąsiadów ulubionym szlacheckim napitkiem. Szlachcie miód zaszumiał w głowach, serca otworzyły się i języki rozwiązały.
Jeden prawił o szkółce wiejskiéj, inny o szpitalu, inny jeszcze marzył o natychmiastowém sprowadzeniu młocarni z Warszawy, albo żniwiarki systematu amerykańskiego, albo żelaznego pługa.
— Czy nie postawić mi tylko młyna wodnego? toć u mnie rzeka płynie, a jak na wiosnę rozleje, to woda szeroka stoi, jak jezioro! — wołał właściciel sporego folwarku.
— Jak sąsiad myślisz? czy na mojém polu nie urodzą rzepak i pastewne trawy? Siana, dalibóg, u mnie, jak szafranu! — mówił inny.
— Słuchajcie, proboszczu! a sprowadźcie mi tam jaką książkę o hodowaniu pszczół! Pasyami lubię pszczelnictwo, a Bogiem a prawdą nie wiele co znam się na niém!
— Księże proboszczu! dla nas poezye Syrokomli.