Ta strona została uwierzytelniona.
VI.
Wierne serce.
I znowu była zima. Na drodze między Topolinem a miasteczkiem X., ciągnięte parą niewielkich, ale dziarskich koni, szybko sunęły się sanie z dzwonkiem, a na nich siedział mężczyzna, otulony futrem. Od pola, w czystém mroźném powietrzu, ozwał się głos drugiego dzwonka, i drugie sanie, wyjeżdżając z bocznéj drogi, zrównały się z piérwszemi. I na drugich saniach jechał także mężczyzna w lisiurze.
Obaj jadący spojrzeli na siebie i kordyalnym ruchem zdjęli z głów barankowe czapki.
— A zkąd to, konsyliarzu? — zawołał podróżny z piérwszych sań.
— Z Niemenki! — odkrzyknął doktor głośno, bo dzwonki głos tłumiły.
Pytający żywo się poruszył:
— Z Niemenki! — zawołał — czy tam kto chory?