Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.

dawała się mu exaltacyą chorobliwéj wyobraźni i kaprysem. Wtedy sarkał na jéj łzy, zżymał się niecierpliwie i wyjeżdżał z domu, mówiąc sobie, że nie może znieść widoku ciągłego smutku i słuchać jęków, które dom napełniały, że go to denerwuje, męczy i samego o chorobę przyprawia. Wyjeżdżał i powracał, wróciwszy rozpaczał znowu i znowu się niecierpliwił, narzekał na ciężkie frasunki, jakie ponosić musi ojciec rodziny i znowu wyjeżdżał z domu, mówiąc do swego ulubieńca:
— Pawełku! jakiś ty mądry, żeś się dotąd nie ożenił. — A gdy chmurny i blady wchodził na salę, towarzysze ze śmiechem śpiewali mu piosenkę o ożenionym wilku. Alexander zżymał się i grał w bilard z ostatkiem grosza, gdy go miał, a gdy go nie miał wypijał kieliszek po kieliszku na rachunek przyjaciół. Niekiedy przesiadywał w kącie sali całemi godzinami, milcząc, z głową opartą na dłoni; potém wychodził z wolna na miasteczko i widywano go po całych dniach chodzącego z ulicy w ulicę. Niekiedy miał minę człowieka, który tuż, tuż w łeb sobie palnie.
Tymczasem między Topolinem a miasteczkiem stały na usługi Niemenki rozstawione konie Bolesława. Z doktorem Bolesław widywał się codziennie, a najpoufniejsza służąca Wincuni dwa razy dziennie spotykała się w gaju ze starym Krzysztofem, którego była wnuczką, i rozmawiała z nim po cichu; a gdy odchodziła, sługa i powiernik Bolesława mówił jéj za