każdym razem: „Pamiętaj, że o tém wszystkiém nikt wiedziéć nie powinien, a twoja pani mniéj, niż ktokolwiek”.
Tak minęło dwa tygodnie, gdy pewnego wieczoru do pokoju, w którym siedział Bolesław, wszedł Krzysztof, stanął przed swoim panem i rzekł głosem głęboko zasmuconym:
— Panie! dziecko pani Snopińskiéj umarło.
Bolesław porwał się z miejsca.
— Umarło! wielki Boże! — zawołał.
Stał się tak bladym, jakby słowa sługi ugodziły go w samo serce. Pochwycił ramię Krzysztofa.
— Kto ci to mówił? cóż się z nią dzieje? czy mąż jéj w domu? — szybko zadawał pytania.
— W téj chwili była tu Katarzyna, przybiegła co tchu, prosząc o radę. Dziecko umarło dwie godziny temu, pani Snopińska strasznie desperuje, a cały dwór nie wié co począć, bo pan Snopiński z rana jeszcze wyjechał i dotąd nie wrócił.
Bolesław ręką czoło przycisnął.
— Co czynić? — mówił do siebie; — w takiém nieszczęściu... w takiéj rozpaczy... sama jedna... jego nawet tam niéma! ha! więc ja przy niéj być powinienem!
Zwrócił się do Krzysztofa.
— Jedź co prędzéj po doktora; niepotrzebny on już dziecku, ale może być potrzebnym matce. Przy-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/165
Ta strona została uwierzytelniona.