kozetce, siedziała sama pani Karliczowa. Ubrana była w powłoczystą suknią z białego kaszmiru, po któréj niedbale ciągnęły się gałęzie korali: głowę, ustrojoną w krucze włosy i grube koralowe sznury, zwracała z wdziękiem ku dwom młodym ludziom, opartym o poręcz kozetki, a nóżkę, wysuniętą z pod sukni, niedbale opierała na leżącéj u jéj stóp aksamitnéj poduszce. Obok niéj z dwóch stron przeciwnych stały dwie osoby: jedną z nich była młoda, wyniosłéj postaci panna, z wysoko zaczesanemi światłemi włosami i klasycznym profilem, drugą Alexander Snopiński. Stał on obok pani Karliczowéj, ale jak w tęczę patrzył w twarz wyniosłéj panny, która nie patrzyła na niego, lecz od niechcenia bawiła się delikatnemi listkami trzymanéj w ręku róży, i od czasu do czasu tylko dorzucała słówko do żywéj rozmowy, prowadzonéj przez panią domu z dwoma stojącymi za nią mężczyznami wytwornéj i pańskiéj powierzchowności. Postawa Alexandra wydawała się zakłopotaną; z całéj grupy, do któréj należał, nikt do niego nie mówił i nikt na niego nie patrzył; na twarzy jego znać było widoczne usiłowanie okazania się swobodnym, wtrącenia się do rozmowy, toczącéj się obok i zwrócenia na siebie uwagi pięknéj panny, i właśnie najbardziéj w skutek tych usiłowań, które się nie powodziły, rażąco wyglądał obok otaczających go, pełnych wytwornéj swobody i elegancyi, postaci.
Wyraźném było, że znajdował się w niewłaściwéj
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.