służbą ubraną w piękną liberyą. Paki za powozem świadczyły, że przybywa z daleka.
Ten piękny koczyk nie piérwszy już raz zajeżdżał pod pałacyk pani Karliczowéj. Owszem, zjawiał się on już w Piasecznéj od roku dość często, a przywoził zawsze pana Kalixta, mieszkającego w przyległym powiecie, o dwadzieścia mil od Piasecznéj. Pan Kalixt K. miał lat czterdzieści, wyniosłą postawę, twarz bladą i znaczącą, włosy jasne, przerzedzone nad czołem, wielkie błękitne oczy, zwykle zgasłe i nic nie mówiące, ale chwilami buchające ogniem i wymowne, majątek wynoszący dwa miliony złotych i jedno z najpiękniejszych imion w kraju.
Pan Kalixt K. znał panią Karliczową oddawna, spotykał ją we Włoszech i w Paryżu, tu i tam oświadczał jéj chęć pojęcia ją za małżonkę, tu i tam otrzymywał odmowę. Nie rozpaczał wcale, nie zrywał się do samobójstwa, ale i nie dawał za wygraną. Dowiedziawszy się o przyjeździe pani Karliczowéj do Piasecznéj, oddał jéj dwie wizyty, znowu się oświadczył i znowu został odrzuconym, co nie przeszkadzało mu jednak bywać w jéj domu coraz częściéj i okazywać jéj niezmienność swych zamiarów coraz widoczniéj. Był to objaw psychologiczny tak szczególny, że stałość affektów pana Kalixta dla pani Karliczowéj przeszła w przysłowie między sferę, w któréj przebywał; śmiano się zeń po trochu, dziwiono mu się, ale on nie zważał na śmiechy i podziwienia, a poufnym przyjaciołom
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/193
Ta strona została uwierzytelniona.