Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/196

Ta strona została uwierzytelniona.

nych na stole, potém powstał, wziął rękę bohdanki, złożył na niéj ceremonialny pocałunek i, usiadłszy na dawném miejscu, ujął znowu w dwa palce wyborne hawana i pociągnął je z zamiłowaniem. Po kilku chwilach, wypuściwszy z ust niteczkę dymu, przerwał milczenie:
— Widzisz pani we mnie najszczęśliwszego z ludzi: od sześciu lat dążyłem do celu, którego dziś doścignąłem; czuję się wielce przez panią zaszczyconym i uszczęśliwionym; niemniéj jednak ośmielam się wyjawić jéj parę swoich zdań o pewnych rzeczach, dla tego, abyś pani o nich wiedziała i podwoiła moje szczęście zastosowaniem się do nich.
Brwi pani Karliczowéj zsunęły się nieco, w mgnieniu oka rozpogodziła jednak twarz i odrzekła z uśmiechem:
— Słucham pana.
— Od dzisiejszego dnia — mówił pan Kalixt — uważam panią za moję narzeczoną, a zatém pragnę dla pani stosownego otoczenia. To, jakie widuję w Piasecznéj, nie zadawalnia mię. Pani, przez niezmierną dobroć swego serca, przyjmujesz takie pèle-mèle różnych ludzi, z którém ja, mimo najgorętszych chęci przypodobania się pani, nie będę mógł się pogodzić. Tacy naprzykład panowie Snopińscy i cały ten genre bardzo-by przykro mię raził obok mojéj narzeczonéj, a témbardziéj... żony. Składam więc u stóp pani najpoddanniejszą prośbę: aby na teraz i na przyszłość sa-