czyzny, leżącego u stóp choćby najpiękniejszéj kobiety, wydawała mi się zawsze szczególniéj zbliżoną do roli bonończyków i angielskich wyżełków; ale natomiast otoczę panią wszelkiemi staraniami, na jakie zdobędą się: umysł mój, serce i majątek. W zamian ciągłych tłumów, złożonych z różnorodnych żywiołów, dam pani koło przyjaciół swoich, w którém ręczę, że nie będziesz się nudziła; zresztą, w domu moim jest piękny zbiór obrazów, znaczna biblioteka, fortepian Erarda, ogród z obszernym parkiem, a wkoło roją się wioski pełne ludu, huczą machiny moich fabryk, zielenią się pola, urządzone we wzorowe płodozmiany, są wzgórza, gaje, strumienie po dolinach, słowiki latem, a zimą zaspy śniegowe, piętrzące się pod wzgórzami, i sosnowe bory, wysypane szronem o brylantowych połyskach... Między tém wszystkiém rozpoczniesz pani nowe życie; jestem dość zarozumiałym, aby sądzić, że obok mnie będzie jéj dobrze, że wkrótce zostanie w pani to tylko, co natura stworzyła w niéj piękném i szlachetném a reszta, według słów poety: „utonie w zapomnienia fali”.
Wszystko to pan Kalixt mówił z zupełnym spokojem, bez najmniejszego uniesienia, niekiedy nawet z uśmiechem, a przy ostatnich wyrazach skłonił się lekko. Pani Karliczowa stała przed nim zarumieniona, prześliczna wzruszeniem; po długich, czarnych jéj rzęsach spływała łza. Pan Kalixt patrzył na nią jeszcze kilka sekund, potém wziął jéj rękę:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/202
Ta strona została uwierzytelniona.