Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.

rozgałęzione, jak żadne w świecie; stacjami ich są ruchliwe wargi garderobian, znaczące uśmiechy lokajów, chałaty żydowskie, bryczki rozjeżdżających kumoszek, pewne siebie fizyognomie komisarzy i tajemnicze gesta rezydentów. Ten systemat komunikacyjny pierwotny jest prosty, niemniéj jednak wielce skomplikowany w swych szczegółach, a tak misterną siecią obejmujący parafią, że dosłuchuje się najcichszych rozmów, przenika niemal myśli ludzkie, umié odgadywać wnętrza domów ze sposobu, w jaki oświetlone są ich okna, a wnętrza serc z barwy ubrania i wyrazu oczu. Wchodzisz do czyjego mieszkania i spotrzegasz garderobianę, rozmawiającą z lokajem cicho i z palcem na ustach — stacya pocztowa. Jedziesz drogą, widzisz stojącą śród błota lub piasku bryczkę, a na niéj kumoszkę w czarnéj salopie, pochylającą rozpromienioną twarz ku żydowi, który tylko co zlazł z woza i prawi jéj o czémś z wolna — stacya pocztowa. Siedzisz spokojnie u siebie i czytasz książkę, nagle otwierają się z trzaskiem drzwi twego pokoju i wpada jeszcze niepodstarzały jegomość, o tuszy, urosłéj dzięki cudzym pieczeniom, a zapominając nawet o powitaniu, rzuca się na krzesło i woła: Dziwne rzeczy! dziwne rzeczy! — stacya pocztowa. Ale oto znajdujesz się w towarzystwie kilku osób, rozmawiających o pogodzie, stanie dróg i t. d.; nagle spostrzegasz, że dwie panie w czepkach z wielkiemi kokardami rzucają na siebie znaczące spojrzenia i podnoszą brwi, jakby po-