Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/217

Ta strona została uwierzytelniona.

merdyner i miał już odwrócić się do kominka, przy którym ogrzewał ręce, gdy nad samą jego głową zatętnił silnie pociągnięty z głębi mieszkania dzwonek.
— Pani mię wzywa — rzekł sługa i dodał: — chciéj pan zatrzymać się przez chwilę.
Snopińskiemu w oczach ćmiło się i w uszach szumiało; stał oparty ręką o żelazną krawędź kominka. Po chwili kamerdyner szeroko drzwi od jadalnéj sali otworzył i, uchylając się z progu, wyrzekł z ukłonem:
— Pani prosi.
Snopiński wszedł w głąb’ mieszkania. Tu więcéj jeszcze, niż na zewnątrz pałacu, uderzyła go cisza, panująca w całym domu. Tam, gdzie dawniéj brzmiała ciągła muzyka fortepianu, rozlegały się wesołe rozmowy i śmiechy, gdzie sprzęty zdawały się razem z ludźmi żyć i ruszać, zmieniając wciąż miejsce i ustawiając się w ten elegancki nieład, jaki panuje w licznie uczęszczanych salonach, teraz panowało milczenie, przerywane tylko metaliczném tętnem wielkiego zegara. Kryształowe ozdoby pająków zwieszały się nieruchomo, odzwierciedlając w sobie błękitne i purpurowe barwy mebli, które wszystkie stały w porządku, objęte, zda się, tą samą ciszą, która cały pałac zaległa. Ani z przedpokoju, ani z dalszych mieszkań licznéj wprzódy służby, najmniejszy gwar nie dolatywał.
Snopiński przeszedł salę jadalną i dwa inne salony i zatrzymał się w niewielkim saloniku, dotykają-