— Uznałam za słuszne rozmówić się z panem — przerwała pani Karliczowa — bo czuję się względem pana winną i pragnę, o ile zdołam, winę moję naprawić. Stosunek, jaki zachodził między nami, był sztucznym i niewłaściwym; jam go to zawiązała, jam pociągnęła pana do domu mego i do siebie, dla tego tylko, że mię to bawiło i rozrywało wtedy, gdym się nudziła.
Snopiński poruszył się żywo.
— Nie przerywaj mi pan — mówiła daléj pani Karliczowa — jakkolwiek ostrą będzie prawda, którą mam powiedziéć panu, niemniéj jednak powiedziéć ją nakazuje mi sumienie, tém bardziéj, że w całéj sprawie więcéj jest winy mojéj, niż pana, a więc przykrość, jaką panu sprawię, okupioną zostanie własném mojém upokorzeniem. Tak, panie Snopiński, bawiłam się panem, jakby czémś, co mi się podobało z powierzchowności, co dogadzało moim zachciankom. Bawienie się to wywierało bardzo szkodliwy wpływ na pański charakter, na pańskie życie; alem ja o tém nie myślała. Teraz, gdym się zastanowiła nad tém, postanowiłam przerwać tę zabawę, grzeszną z méj strony, lekkomyślną z pańskiéj, i dlatego widywać się z sobą więcéj nie możemy.
Alexander podniósł twarz bladą i zmienioną i stłumionym głosem zawołał:
— Matyldo! przypomnij sobie...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/219
Ta strona została uwierzytelniona.