Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.

gniesz. Podaję panu tę radę, pragnąc choć w części naprawić zło, jakie wyrządziłam; bo czuję, wiem, że atmosfera, którą pan znajdowałeś w moim domu, była dlań bardzo niezdrową. Życzliwą pozostanę panu na zawsze, ale ponieważ postanowiłam otaczać się tylko takimi ludźmi, których-bym prawdziwie szanować mogła, widywać się będziemy wtedy chyba, gdy pan pracowitém i uczciwém życiem zasłużysz na szacunek i mój, i tego, który wkrótce zostanie moim mężem. A teraz żegnam pana i życzę mu najszczęśliwszéj przyszłości.
To rzekłszy, życzliwie skinęła głową i odeszła. Gdy rozchyliła portyerę budoaru, przed oczyma Alexandra mignął w głębi pokoju profil pięknéj męzkiéj twarzy, pochylonéj nad trzymaną w ręku książką. Poznał pana Kalixta N., którego wprzódy widział już parę razy.
W oczach Alexandra pociemniało, nogi drżały pod nim; szelest jedwabnéj sukni odchodzącéj kobiety szumiał mu w uszach rażącym świstem, ciche tętna zegaru uderzały mu w mózgu, niby stukiem tysiąca młotów. Wszystkie demony gniewu, obrazy, żalu i upokorzenia, zerwały się w jego piersi i poczęły nią targać. Sam nie wiedział, jak przebiegł salony, rzucił się na swą najtyczankę i wyjechał z Piasecznéj.
Koła bryczki turkotały po ubitéj drodze, drzewa przydrożne szumiały łagodnie, ale on w turkocie i sze-