— Nie mam teraz pieniędzy — rzekł, stając przed żydem.
— Nu, a co mnie do tego? mnie pieniądze potrzebne, ja kupuję żyto u pani hrabiny i muszę zapłacić.
— Poczekaj jeszcze parę tygodni.
— A zkąd pan za parę tygodni weźmiesz pieniędzy, kiedy już wszystkie zboże u pana sprzedane? Pan tak prędko tych pieniędzy miéć nie możesz, a ja nie mogę czekać i pójdę z prośbą do sądu...
— To idź do stu dyabłów, a mnie daj pokój! — krzyknął Alexander, pochwycił żyda za kołnierz, wyrzucił go za próg i drzwi na klucz zatrzasnął.
Potém zaczął biegać po pokoju.
— To istne piekło! — mówił do siebie. — Wszystko mię prześladuje! wszystko spiknęło się na mnie! Wczoraj zostałem jak pies wyrzucony za drzwi, dziś kredytorowie zaczynają się złazić... a będzie ich więcéj wkrótce. Długów mam tyle, co włosów na głowie... O ja nieszczęśliwy! — Pochwycił się za głowę i biegał po pokoju.
— Uciekać! uciekać od pośmiewiska ludzkiego i od długów... Uciekać? ale gdzie? Do rodziców! tak do rodziców! wezmę od ojca pieniędzy i wrócę, aby pospłacać długi! Wrócę? i pocóż mam wracać? Odkąd nie mogę bywać w Piasecznéj, niéma tu dla mnie żadnéj przyjemności życia.
Zatrzymał się i rzekł po chwili:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/226
Ta strona została uwierzytelniona.