Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/227

Ta strona została uwierzytelniona.

— A żona?
Brwi mu się zsunęły, niesmak na twarz wystąpił.
— Żona? — powtórzył — a któż jéj winien? po co wychodziła za mnie? po co mi świat zawiązała? dla czego nie szła lepiéj za swego Topolskiego, a przywiązała się do mnie, jak kula u nogi? Niech teraz sama sobie daje rady, jak może. Zresztą, zobaczę, jeśli ojciec da pieniędzy, to może powrócę...
Rzucił się na kanapę i jął rozmyślać, a po chwili rzekł znów do siebie:
— Jednakże... porzucić ją... w takich interesach majątkowych — hm! co o tém ludzie powiedzą? Może lepiéj do ojca napisać o pieniądze...
Wtém znowu zapukano do drzwi. Alexander wstał z niechęcią i otworzył, ale nikt nie wszedł, tylko przez rozchylone nieco drzwi wsunęła się usmolona ręka z listem i kobiecy głos wymówił za drzwiami:
— Niech pan weźmie ten list, bo ja muszę prędzéj wracać do kuchni, to z Topolina...
Alexander list pochwycił, ręka zniknęła.
— Czegóż ten człowiek chce ode mnie? — mówił do siebie Snopiński — czy nie kazanie moralne mi przesyła? Ha! ha! ha! w samę porę! — Wpół szydersko, wpół gniewnie rozwinął list i przeczytał następne wyrazy, ręką Bolesława nakreślone:
„Przed niespełna dwoma miesiącami miałem przyjemność mówić panu, że wypłaciłem za niego w urzędzie X. sumę rubli x i poręczyłem Szlomie wypłatę