urzędem dowody na znaczną swą należność i prowadzi Niemenkę pod sekwestr, a tymczasem nagląda majątku, niby swego już dobra, i mnóztwo przykrości wyrządza pani Snopińskiéj.
Wieści te, rozchodząc się po okolicy, wzbudzały ogólną litość i współczucie dla opuszczonéj kobiety, ale zarazem i rozciekawiały powszechnie, tém bardziéj, że pani Snopińska oddawna wiodła życie bardzo ustronne, a od śmierci dziecka nikt prawie nigdzie jéj nie widywał. To téż przez parę tygodni Wincunia była wyłącznym przedmiotem wszystkich rozmów w sąsiedztwach, już nawet parę stacyi pocztowych, w postaci sąsiadek, i kilka serc szlachetnych ze współczujących istotnie, wybierało się do Niemenki z objawami sympatyi; gdy pewnéj Niedzieli przed nabożeństwem, zgromadzona w X., na cmentarzu kościelnym publiczność ujrzała zmierzającą ku kościołowi parokonną Niemenkowską bryczkę. W całém zebraniu zadrgały telegraficzne nici spojrzeń, gestów, westchnień, szeptano, oglądano się, kiwano głowami litościwie. Tymczasem Wincunia, wysiadłszy z bryczki powoli, zbliżała się do bramy cmentarnéj. Byłaż-by to ta sama kobieta, która przed pięciu laty przyjeżdżała w to miejsce, dzieweczką hożą i świeżą, jak tylko co rozkwitły kwiatek, w różowéj sukience, z czystemi naiwnemi oczyma, w których na tle szafirowém migotały złote iskry młodości, nadziei, wiary w przyszłość i ludzi. Teraz w ciemnéj wełnianéj sukni,
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/235
Ta strona została uwierzytelniona.