Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.

nie przewidziałam, nie przeczułam człowieka, który miał ją zgubić i sama, sama zgubiłam ją... W tém wszystkiém winnam ja, a ona jest tylko ofiarą złéj doli i mojéj głupoty... Ty masz złote serce... bądź dla niéj przyjacielem w nieszczęściu... przebacz jéj!...
Pani Niemeńska z błaganiem wyciągnęła ręce do Bolesława, siwe włosy jéj wysuwały się z pod czepka i opływały twarz, zalaną łzami i oświetloną czerwonym odblaskiem kominkowego żaru.
— Przebaczyć! — ozwał się zwolna Bolesław i dziwny uśmiech przesunął mu się po ustach — alboż pani sądzisz, że w sercu mojém był kiedykolwiek choć cień urazy do niéj? Jakież prawo miałem rozkazywać jéj sercu, albo zakreślać przed nią drogę życia? Jakież miałem prawo uczuwać do niéj niechęć za to, że na tę drogę wolała wejść z kim innym, niż ze mną? Nie; jakim był żal mój po niéj, jaką tęsknota za nią, wié tylko Bóg, — goryczy w uczuciach moich, urazy, nie było ani kropli. Cierpiałem wtedy, gdym ją utracił, ale milion razy więcéj, gdym ją nieszczęśliwą ujrzał. I nie było dnia żadnego, w którym-bym nie rozmyślał nad tém, w jaki sposób ustrzedz ją od okropnéj przyszłości; nie było żadnéj nocy, w któréj-by zmora jéj nieszczęścia nie nawiedzała mnie i nie budziła ze snu. Czyniłem dla niéj wszystko, co mogłem, ale mogłem nie wiele, a i o tém ona nigdy nie powinna wiedziéć... Teraz, gdy pozycya jéj określiła się o tyle, że została całkiem opuszczoną przez męża, będę w mo-