Gdyby pani Niemeńska posiadała więcéj filozofii życia i bogatszy dar wymowy, odpowiedziała-by na tę głośno wyrażoną myśl Bolesława, że serca takie śród ludzi są cenną rzadkością, tak rzadko rozsianą po ziemi, jak rzadkiemi są owe o tęczowych blaskach dyamenty drogie, w których poszukiwaniu biedni górnicy życie całe pędzą; jak rzadkiemi są owe perły mlecznéj białości, po które odważni nurkowie zstępują na dno morskich topieli. Kto znajdzie dyament taki, taką perłę, i zgubi ją, niech płacze, bo mogą przeminąć lata długie i cały żywot człowieczy przeminąć może, nim w innéj piersi podobna odnajdzie się kosztowność.
Pani Niemeńska nie odpowiedziała tak na wynurzoną myśl Bolesława, albowiem była to kobieta o prostém sercu i słowie, patrzyła tylko nań z cichém uwielbieniem i wielkim żalem.
Bolesław otrząsnął się z zamyślenia, ujął rękę pani Niemeńskiéj i rzekł:
— Nie mów pani o tém wszystkiém pani Wincencie, dla jéj własnego dobra. Wiadomość ta zniepokoiła-by ją, utrudniła-by nasz stosunek. Niech myśli, że to, co zachodziło między nami niegdyś, minęło na wieki; niech zapomni o tém, że kochałem ją kiedyś, jak kochanek, a niech widzi we mnie tylko przyjaciela. Polegam na rozsądku i szlachetności pani, że nie powiész jéj tego, o czém wiedziéć nie powinna. A teraz jedźmy do niéj; konie moje stoją oddawna założone.