Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/257

Ta strona została uwierzytelniona.

pani Wincenty, i nie widzę w tém nic innego, jak poczucie złamanego życia. Zresztą zdaje mi się, że pan mylisz się, sądząc, iż miłość jéj dla męża całkiem zniknęła. Wprawdzie nie może nie widziéć, że nie wart jéj szacunku; ale bywają dziwne upory serc, które w uczuciach swych raz powziętych nie dają się zwyciężyć; jabym sądził, że ona boleje nad jego upadkiem, a kto wié? może i nad tém, że go straciła...
— Prawda — odrzekł doktor — że serca, a szczególniéj serca kobiece, posiadają nieraz dziwne tajemnice... samo już powzięcie uczucia takiéj kobiety, jak ona, dla człowieka takiego, jak Snopiński, osobliwym było psychicznym objawem; jednak zdaje mi się, że dziś wspominać go musi w duchu z pogardą, a co najmniéj z obojętnością, a żalu jéj inna być musi przyczyna...
Na tém skończyła się rozmowa Topolskiego z doktorem; w kilka dni po niéj Bolesław pisał do pana Andrzeja:
„Dwa miesiące nie pisałem do ciebie, drogi przyjacielu; nie miéj mi tego za złe, bo nie miałem siły, dziś nawet nie wiem, czy w logiczny ład zdołam me myśli ułożyć, bo mącą się one w méj głowie, jak wody morskiego dna, których burz nikt nie widzi... Ona umiera... chodzi jeszcze, rusza się, mówi i uśmiecha się nawet, ale nie jest to już istota, która idzie drogą życia... jest to płomyk gasnący... cień, postępujący zwolna po ścieżce do mogiły.