Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/258

Ta strona została uwierzytelniona.

„Czy pamiętasz ją, jaką była wtedy, gdym raz piérwszy prowadził cię do niéj, stojącą na kamiennym piedestale, uwieńczoną kwiatami, karmiącą gołębie z fartuszka, młodziuchną i lekką jak ptaszyna?
„A teraz przypomnij sobie dźwięk muzyczego akordu, który, brzmiąc przez chwilę pełnią tonów, rozpływa się stopniowo w powietrzu, traci po jednéj nucie i zwolna ulatuje w nieskończoność... taką ona jest teraz. Porównaj i zasłoń oczy... bo to taki widok, że, gdy długo nań popatrzysz, będziesz bardzo smutny.
„A ja patrzę na nią codzień niemal, i codzień czuję, jak mi coś w piersi jęczy i rwie się, i przestaję być sobą samym, rozum mnie odbiega i wola... nie upadam, ale łamię się...
„Przybywaj mi w pomoc, przyjacielu! Ty tam ze szczytów Karpat, o wieczornéj porze, przypatrujesz się, jak wspaniale słońce płynie ku zachodowi i ściąga z ziemi promienie swoje, aby je na inne przenieść widnokręgi; przybywaj, i tu zobaczysz piękny twór Boży, co się ku zachodowi swemu chyli i wnet bladą swą twarz do innych przeniesie światów. A rankami, śród poetycznych dolin karpackich, słuchasz odgłosów trąbki górala, żegnającego na dzień cały szczyt, z którego zstępuje; przybywaj, tu usłyszysz dźwięk téj Archanielskiéj trąby, która woła do gasnącéj istoty, aby w poranku życia ziemię swą żegnała.
„Przybywaj z radą, bo może jest jeszcze rada.