Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/278

Ta strona została uwierzytelniona.

serce, byłam szalona, ale szaleństwo moje trwało niedługo... szczęścia miałam krótką tylko chwilę... Alexandra nie kochałam od dawna... nie kochałam go, bom spojrzała mu w duszę i porównałam ją z twoją... Kiedy opuścił mię, mogła-bym była żyć spokojnie, gdybym nie miała tu w sercu głęboko innéj miłości... miłości, którą sama beznadziejną uczyniłam, a która mię tak bolała, że życie mi pękło...
Zatrzymała się nagle, wzrok jéj wpił się w twarz Bolesława, splecione ręce wyciągnęła ku niemu i zawołała z wielkiém wysileniem:
— Bolesławie! ja umieram z żalu, żem cię utraciła... ja kocham cię!...
Jęk najwyższéj rozpaczy i rozkoszy wydarł się z piersi Bolesława, upadł na kolana przed osuwającą się w objęcia jego kobietą, i ogarnął ją ramionami...
W téj chwili ostatni promień słońca zniknął za dalekiemi lasy, świergot kanarków umilkł, a poruszona silnym powiewem roleta opadła z szelestem i zasłoniła okno.

· · · · · · · · · · · · · · · ·

Pod gankiem zaturkotały koła, cicho rozwarły się drzwi pogrążonego w cieniu pokoju i na progu zarysowała się wyniosła i poważna postać mężczyzny.
Wchodzący z wolna postąpił do okna, podjął roletę, a światłość ognistego pasa, złocącego niebo na