Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 012.jpeg

Ta strona została skorygowana.

podręcznika Chapsala i Noëla), geografii, pierwszych zasad arytmetyki, która szła nieszczególnie. Do Klemuni przychodził nauczyciel muzyki, a do obu jakaś gimnasta, który uczył je przeskakiwać przez obręcze, włazić na drabinki i słupki, ażeby tym sposobem, z porady któregoś wileńskiego lekarza, rozwinąć wątłe siły i przyśpieszyć mały wzrost dziewczynek. Z książek naówczas czytanych najwięcej utkwiły w pamięci Elizy: „Jan Kochanowski” Hofmanowej, „Życie sławnych ludzi,” „Contes à ma fille,” oraz wzięte z biblioteki ojca „Mémories des Contemporains,” opowiadające o Mirabeau. W tej ostatniej książce razem z Klemunią czytywały głośno i z nadzwyczajnym zapałem znajdujące się mowy parlamentarne, najpewniej treść ich w drobnej tylko części rozumiejąc. Zachwycać je musiało samo brzmienie pięknych frazesów. W każdym razie już w tak wczesnym wieku obznajomione były dość dokładnie z przyczynami i dążnością rewolucyi francuzkiej. W ogóle czytywały wtedy bardzo dużo; nikt im tego nie bronił, a czasu po za któtkiemi godzinami lekcyi miały wiele. Przeczytały też wówczas „Monte Christo” Dumasa, wyjęte z szafki stojącej w gabinecie matki, ale powieść ta nie wywarła na nie wtedy głębszego wrażenia.
Ważną chwilą w dzieciństwie Elizy była choroba Klemuni. Wtedy po raz pierwszy zapadło w duszę jej ziarnko uwielbienia dla nauki. Matka sprowadziła Adolfa Abichta, niegdyś profesora uniwersytetu, a potem akademii medycznej w Wilnie. Przebył on w Milkowszczyźnie dni kilka. Od niego po raz pierwszy zasłyszała Eliza wzmianki o świetnej owej instytucyi, budzącej tak miłe wspomnienia, wówczas jeszcze bardzo żywe. Profesor Abicht był wtedy czerstwym jeszcze, ale smutnym, prawie ponurym starcem. Matka Elizy i wszyscy otaczający okazywali mu wielkie uszanowanie, jako jednemu z mistrzów znakomitego zakładu. Pod wrażeniem tem zostając, Eliza razu pewnego, gdy Abicht siedział przy łóżku Klemuni, podeszła ku niemu i ni ztąd ni z owąd w rękę go pocałowała. Matka, która zazwyczaj przez całe życie niezmiernie strzegła konwenansów, tym razem nie gniewała się na nią za ten wyskok, profesor zaś sam przypisał go prośbie o uzdrowienie siostrzyczki. Nie tak było przecie w istocie. Sama Eliza pamięta dobrze, że uczuwała dla starca cześć i sympatyę za to, że był uczonym i że nauczał w szkole, o której tyle pięknych rzeczy w obec niej mówił. W ciągu trwania choroby siostry Eliza czytywała jej głośno i opowiadała jakieś bajki i historyje przez siebie samą skomponowane: pierwsze przebłyski przyszłej twórczości. Wówczas to nauczycielka, p. Kobylińska, odezwała się: „Ziunia będzie autorką,” a matka Elizy prawie gniewnie zawołała: „Niech Bóg broni! Proszę jej tem głowy nie nabijać.” Ten wstręt do autorskiego zawodu córki długo jeszcze zachowywała matka, gdy już Eliza pisać do druku rozpoczynała, aż wreszcie sława córki wstręt ten przemogła.
Wszystko to działo się przed rokiem 1849, w którym zaszły dwie ważne zmiany w życiu Elizy. Panna Kobylińska, jako nie