Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 014.jpeg

Ta strona została przepisana.

ju, czy gdy ją, bladą jak opłatek, czarnowłosą, wysmukłą, wyprowadzano do ogrodu i w fotelu na słońcu sadzano. Dogorywała dzieweczka dwa lata. Matka woziła ją w tym czasie do Warszawy, raz jeszcze sprowadzono Abichta z Wilna, otaczano ją takiem staraniem i pieszczotami, że pokój jej był ciągle istnym składem zabawek, książek, przysmaków i kwiatów. W zimie 1852 r. straciła Eliza jedyną siostrę, która, gdyby spełniły się obietnice dzieciństwa, stałaby się w przyszłości najlepszą jej przyjaciółką: zgadzały się we wszystkiem, miały jednakie gusta, usposobienie i pokrewne zdolności; Klemunia zostałaby może malarką, bo bardzo już słaba, w łóżku ciągle, jeszcze próbowała rysować i rozkazywała przynosić do pokoju, gdzie leżała, te z obrazów z galeryi domowej, które najwięcej lubiła. Chwila śmierci siostry nazawsze pozostała w pamięci Elizy. Było kilku lekarzy, pomiędzy nimi Jan Pilecki, szeroko potem na całej Litwie znany. Babunia stała najbliżej umierającej, wlewając jej do ust ostatnie łyżki lekarstwa. Matkę, co chwila mdlejącą, podtrzymywał mąż i otaczały jakieś panie. Eliza, na ziemi, za poręczą łóżka przykucnąwszy, szlochała. W pokoju panowały szmery rozmów, chodzenia, łkania. Nagle zrobiło się bardzo cicho; doktor Pilecki porwał Elizę na ręce i płaczącą wyniósł z pokoju na drugą stronę domu, do salonu. Eliza miała wówczas rok dziesiąty, nie ogarniała jeszcze pojęcia śmierci, ale wiedziała, że Klemunia już z nią nie będzie, i to ją napełniało rozpaczą. Po prostu, nie wyobrażała sobie życia bez niej. Gdy ją położono w pokoju matki i wszyscy myśleli, że zasnęła, ona czuwała i ciągle, ciągle myślała o Klemuni; płacząc jak można najciszej, słyszała w przyległym pokoju płacz matki, przerywany rozmowami i modlitwami, które czytały głośno panie, noc z nią spędzające. Nazajutrz zaprowadzono ją na chwilę do zwłok siostry, a na trzeci dzień zgromadziło się na eksportacyę ich do kościoła, oprócz osób dorosłych, mnóstwo dzieci, a pomiędzy niemi Wilunia Kościałkowska, która wówczas po raz pierwszy z Elizą się zapoznała. Wszystkie te dzieci poszły do kościoła za trumną, Elizę tylko zostawiono w domu z panią Augustowską i boną. Jak tylko mieszkanie opróżniło się z domowych i gości, pobiegła Eliza ku oknu, aby zobaczyć orszak pogrzebowy, który ją zaciekawiał; ale zaledwie blask pochodni uderzył jej oczy, a muzyka zagrała żałobnego marsza, upadła na ziemię, tak płacząc, krzycząc i włosy rwąc z głowy, że nauczycielka z boną, rady dać jej nie mogąc, służbę po lekarzy rozesłały. Zanim matka i babka wróciły z pogrzebu, przyszedł doktor Zabiełło, wlał przemocą w usta dziewczynki jakieś lekarstwo i kazał ją do łóżka położyć, w którem też kilka dni przebyła. Była to pierwsza w jej życiu choroba i pierwszy dotkliwy ból. W parę miesięcy potem wyjechano, jak zwykle na zimę, do Milkowszczyzny, gdzie nagle jakoś powstał zamiar oddania Elizy na pensyę. Pani Augustowska była kapryśna i uprzykrzyła się wszystkim; uważano też, że dziewczynka, ucząc się i bawiąc samotnie, smutnieje, mizernieje.
Prawny opiekun Elizy, Konstanty Niezabytowski, który tylko co ożenił się był z panną wychowaną u Wizytek wileńskich