Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 055.jpeg

Ta strona została przepisana.

wiadają drudzy — już to nie co innego! Cholera i koniec! Wielka taka, że głową nieba dostaje, w zielonej sukni i złotą łopatą macha! — Ta łopata, uważasz, to był mój kapelusz, na słońcu błyszczący… prawda, że go też dobrze spłaszczyłam, bo, zdjąwszy w kościele z powodu gorąca i nie mając gdzie się podziać, położyłam go na ławce i przez całe nabożeństwo na nim siedziałam… Uf! Nie mogę…
Znowu zabrakło jej oddechu, chrząkała, nos ucierała i chwilę szła, milcząc.
— I cóż się stało potem? — zapytała towarzyszka.
— A cóż? Daremnie ekonom, który jak raz wtedy wracał też z kościoła, i Bohatyrowicze, którzy mnie dawniej znali, zblizka nawet znali, perswadowali chłopom, że to nie cholera, tylko panna Marta Korczyńska z Korczyna, kuzynka pana Benedykta Korczyńskiego… Nie uwierzyli i do dzisiejszego dnia nie wierzą… Ot, mówią, czy to taka kobieta może gdzie być na świecie? Głową do nieba dostawała, nad ziemią leciała, zieloną suknię miała na sobie i złotą łopatą machała, morowe powietrze przed sobą pędząc… Wieczna głupota ludzka! Powiadam ci, Justynko, że ludzka głupota to wielki i wieczny kamień. Większy on jeszcze od ludzkiej złości. Już ja to wiem, bo był czas, że i sama tak uderzyłam się o swoję własną głupotę, że… Uf! nie mogę!…
Sapała, chrząkała, kaszlała znowu głośno, jak z beczki. Justyna, policzki i usta topiąc w dzwonkach, paprociach i gwoździkach, zauważyła:
— Przecież cioci te niemądre gadania nic nie zaszkodziły…
Czarne oczy Marty Korczyńskiej spojrzały ostro, prawie zjadliwie.
— Tak myślisz? — sarknęła, — wiecznie to samo. Nikt nie uwierzy w to, czego sam nie doświadczył. Nie zaszkodziły! Pewno, nie zjadły mnie one, ale ukąsiły. Czy ty myślisz, że to miło być wziętą za cholerę? Nie byłam ja wtedy tak starą… dwanaście lat temu, miałam lat 37…
— Więc teraz czterdzieści dziewięć? — z niejakiem zdziwieniem zauważyła Justyna.
— A ty może myślałaś ze sześćdziesiąt? — ostro zaśmiała się Marta. — Zapewne, wyglądam na tyle, sama to wiem, a i wtedy już nie wiele lepiej niż teraz wyglądałam. Może nie wiesz dlaczego? Ha? czy wiesz dlaczego?
— Wiem, — z powagą odpowiedziała panna.
— No, to dobrze, że wiesz; bo może zrobisz co takiego, abyś i sama prędko na cholerę wyglądać nie zaczęła…
Justyna ramionami wzruszyła.
— A cóż ja takie zrobić i co przeciw temu poradzić mogę?
Zamyśliły się obie i mimowoli zwolniły kroku, co najpierw spostrzegła starsza.
— No, wleczem się jak żółwie. Prędzej, bo już tam Emilka wyrzeka pewno, że nie wracam, i zaczyna dostawać migreny, albo globusu…