Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 066.jpeg

Ta strona została przepisana.

Wzywany na świadectwo mężczyzna nie odpowiadał. Światła z okna w ten sposób na niego padało, że twarz całkiem pozostawała w cieniu, a widać było postać męzką, wysoką, cienką, zgrabnie ubraną i głowę okrytą czarnemi, zlekka ufryzowanemi włosami; u oczu połyskiwały szkła binokli. Od chwili gdy wszedł tu i zamienił z panią domu pierwsze słowo powitania, nie rzekł jeszcze nic... Prawda, że Kirło mówił ciągle i prawie sam jeden. Pani Emilia z ożywieniem zapytywała kim: były Gracye spotkane w polu, a szczególniej ta... bez kapelusza i rękawiczek?
— Była to zapewne jakaś wiejska dziewczyna... pan zawsze mistyfikować nas lubi, panie Bolesławie!
— Doprawdy! — z uśmiechem pełnym rozkoszy powtórzyła druga kobieta, — pan nas zawsze tak mistyfikuje... doprawdy, jak to można tak mistyfikować!
— Ależ wcale nie! przysięgam paniom! jak Boga mego kocham, wcale nie mistyfikuję! — z komicznemi gestami tłómaczył się Kirło. — Nie była to wcale wiejska dziewczyna, ale panna... co się nazywa panna... z pięknej familii, z pięknego domu, z piękną edukacyą...
— Panna z pięknej familii i z edukacyą — z wielkiem już ożywieniem wołała pani domu, — pieszo idąca, bez kapelusza... to być nie może...
— To być nie może... pan zawsze żartuje, — zawtórzyła druga kobieta.
— No, a jak powiem jej imię i nazwisko, to co będzie? — z przekorną filuteryą pytał gość.
— Nie wierzę, — twierdziła pani Emilia.
— To być nie może! jakże to być może! — wstydliwie chichotał drugi kobiecy głosik.
— A jak powiem — przekomarzał się Kirło, — co za to będzie? Bez nagrody nie powiem! dalibóg! Co panie dadzą mi za to, ha? Chyba panna Teresa pozwoli się pocałować? co? No, panno Tereso, tak czy nie? jeżeli pani mnie pocałuje, to powiem; jeżeli nie, to nie!
Wykwintny, w cieniu siedzący mężczyzna uczynił ruch, zdziwienie czy niesmak objawiający; pani domu, oswojona snadź z żartobliwem usposobieniem gościa i nawet przyjemną rozrywkę w niem znajdując, śmiała się zcicha, trochę filuternie i zalotnie. Ale nic wyrazić nie zdoła wrażenia sprawionego przez propozycyą Kirły na osobie, ku której była zwrócona. W owalnej ramie cieniutkiej, brudnej chustki mała i zwiędła jej twarz okryła się najjaskrawszym karminem; błękitne niewinne oczy zmąciły się i nabrały wyrazu trwogi, połączonej z upojeniem. Wątłą swoją kibić w szarym staniku odrzuciła na tylną poręcz krzesła, ręce ku obronie wzniosła, i cofając się, odwracając, rumieniąc z chichotem, którym usiłowała pokryć zmieszanie swoje i wzruszenie, bełkotała:
— Ależ, doprawdy, panie Kirło... co pan wygaduje?... jakże można? pan zawsze żartuje...
On jednak, nietylko wygadywał i żartował, ale brał się do czynu i, czyniąc gest taki, jakby ramieniem swojem kibić jej miał