Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 084.jpeg

Ta strona została przepisana.

od Korczyna, na pięknym folwarku swoim gospodarował, od lat kilku już ożeniony, starszy brat jego, Andrzej; a młodszy, po skończeniu uniwersyteckiego kursu, tylko co wrócił do rodzinnego domu, z zamiarem użycia w nim niedługiego odpoczynku. Oprócz tego, znalazł w domu krewną swoję, od dzieciństwa sierotę i przez rodziców jego wychowaną, Martę Korczyńską. Miała ona podówczas lat dwadzieścia cztery i w pełnem znaczeniu wyrazu można było stosować do niej nazwę dziewoi. Zanadto może wysoka, ale kształtna i żywa, ognistooka, wesoła i wiecznie czynna, tak mu dom napełniała krzątaniem się swojem, ładem i dostatkiem, że opustoszenia jego prawie nie czuł. Zresztą, trzej bracia byli z sobą zawsze w przyjaźni i zgodzie, a teraz do życia ich wpłynął pierwiastek, który z nich uczynił trzy niby strzały równym pędem ku jednemu celowi lecące... We wszystkich trzech ozwała się naraz krew dziada, żołnierza z pod Somosierry, to zaś, co w pokoleniu najbliższem zadrzemało było i tylko przez sen niekiedy płakało, w nich, uderzone dzwonem czasu, krzyknęło i na skrzydłach fantazyi wleciało w wysoko gorejące płomię. Hej! gorączką i burzą przeleciały im te dwa lata! Stojące wody społeczne zaszumiały, wzdęły się i wyrzucały w górę kipiące kaskady; w martwej atmosferze wichry zaśpiewały, roznosząc po ziemi złote tumany, a na ziemi malując jutrzenki tęcze. Duch demokratyzmu równającym pługiem orał społeczną glebę. Wyżyny, skruchą zjęte, pochylały się ku nizinom, gotowe do wynagrodzenia krzywd, żebrzące prawie o życzliwość i ufność. Przyjazne i poufałe stosunki zapanowały były wtedy pomiędzy Korczynem a wsią sąsiednią, noszącą nazwę Bohatyrowicze. Mieszkańcy tej wsi mieli niegdyś pergaminy i przywileje szlacheckie, ale przez zbieg okoliczności stracili je od dość dawna i wiedli ciasne, ubogie i znojne życie małych rolników. Nagle dom korczyński na oścież roztworzył się przed nimi. Hej! byłoż tam wtedy, było ruchu i tłumu w tym nizkim, obszernym domu! rozlegałyż się tam gwary i krzyki, płynąc w dal, po falach tej rzeki! Brzmiałyż tam i huczały, w głębiach tego boru i na rozłogach tej gładkiej równiny, takie stuki i hałasy, jakich ani razu słychać nie było oddawna, od owego czasu, w którym powstały gęsto w pobliżu Niemna rozsiane okopy szwedzkie! Najognistszym z braci Korczyńskich był najstarszy, Andrzej, Mężem i ojcem już będąc, zapomniał o żonie, dziecku i gospodarstwie własnem, stale prawie w rodzinnem gnieździć przebywając. Dominik wybierał się w świat dla rozpoczęcia życia na własną rękę; lecz wciąż wyjazd odkładał, i cichszy, bardziej wahający się od innych, z braćmi jednak pozostawał. Marta przebywała wtedy złotą chwilę życia. Krzątała się dwa razy więcej niż zwykle, bo gości bywało mnóztwo; pełną piersią oddychała upalnem powietrzem chwili; razem z innymi spodziewała się, pragnęła i jak ptak zjęta radością wiosny, często śpiewała... Głos miała prosty i nieuczony, lecz silny i czysty. Z namiętnym i w owej porze rozmarzonym wyrazem płomiennych oczu, zawsze coś do mówienia i do śpiewania miała z Anzelmem Bohatyrowiczem, przystojnym chłop-