Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 092.jpeg

Ta strona została przepisana.

— Więc czegóż ci brakuje? Zbytkiem istotnie otoczyć cię nie mogę, ale i pocóż ten zbytek? a niedostatku dotąd, chwała Bogu, w domu naszym niema. Pracy i kłopotów nie masz żadnych... Wiedziałem odrazu, że nie jesteś do pracy ani stworzoną, ani wychowaną, i nie wymagałem jej nigdy od ciebie. Gospodarstwem zajmuje się Marta... ty robisz to tylko, co chcesz... Dzieci masz, przywiązanie moje, książki, robótki...
Powoli ładna kobieta wyprostowywała wątłą swoją kibić, aż wyprostowała ją zupełnie i z błyskiem w oczach przerwała:
— Wyliczyłeś wszystko, co mam: wyliczże teraz to, czego nie mam... Cóż ja mam? Żyję w tym kącie jak zakonnica, więdnę jak kwiat zasadzony na piaskach. Cóż ztąd, że nie doświadczam niedostatku? Moje potrzeby są większe, wyższe... O smaczny obiad nie dbam, ale pragnę dokoła widzieć choć trochę poezyi, piękna, artyzmu... A gdzież je tu znaleźć mogę? Ja pragnę wrażeń... natura moja nie może być stojącą wodą, ale potrzebuje błyskawic, które-by nią wstrząsały... Ja pragnę nadewszystko podziału uczuć... a czy jest przy mnie choć jedno serce, które-by uderzało razem z mojem? Mówisz zawsze że mnie kochasz! Ja to uważam za bolesną tylko ironią! Przebacz, że powiem prawdę. Nie masz natury dość wytwornej i zarazem gorącej, abyś mógł kochać tak, jak ja kochaną być potrzebuję. Gdybyś mnie tak kochał, nie opuszczałbyś mnie na godziny i dni całe, dla prostych materyalnych interesów. Przy mnie, dla mnie, zapominałbyś o wszystkiem, nie obrażałbyś co chwila gustów i przyzwyczajeń moich, ale wyrzekłbyś się raczej wszystkiego, zapomniałbyś o wszystkiem, byle mnie rozweselić, zająć, uszczęśliwić: tak ja rozumiem miłość, takiej spodziewałam się od ciebie, i dawno już wiem, żem się zawiodła. Cierpiałam nad tem tak, że aż się zachwiało to biedne, słabe zdrowie moje. Nakoniec zdobyłam się na rezygnacyą. Ale zato gdybym ja miała choć rozrywki i przyjemności jakie... Żyję na pustyni... nikogo nie widując... sama przed światem za lasami temi ukryta... Proza... proza... proza... Ja na niej, tak jak ty, poprzestawać nie mogę... I nuda... Ja nudzę się... Przecież książki i robótki wystarczyć nie mogą nikomu, a choćbym chciała zająć się czem innem, nie pozwala mi na to słabe zdrowie moje...
Mówiła to wszystko bez gniewu, cicho i tylko z wielkim żalem. Oczy jej napełniły się łzami, które przecież powściągnęła, i z ruchem zupełnego zniechęcenia dodała:
— Ale pocóż o tem mówić? Ty się nie zmienisz i nic się nie zmieni. Gwiazdy losu rożnem światłem świecą. Moja jest ciemną. Z pociechą myślę, że jestem słaba i mam złe zdrowie, może więc wkrótce mogiła...
Woń rezedowej perfumy wionęła od chusteczki, którą na chwilę do oczu swoich przycisnęła. Potem, odwróciwszy twarz, patrzeć zaczęła znowu na powietrzną grę gałązek kapryfolium, któremi wietrzyk poruszał.
Benedykt nie przerywał, słuchał i koniec wąsa przygryzał, a gdy umilkła, nie patrząc na nią, przytłumionym głosem wymówił: