Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 094.jpeg

Ta strona została przepisana.

— Fabian Bohatyrowicz! — jeżąc się i sierdzisto odkrzyknął zapytany.
— No, więc będziecie mieli proces... a teraz... wynoście się... prędzej!
Ten, który nazwał siebie Anzelmem, znowu na Korczyńskiego popatrzył i zcicha wymówił:
— Łaska pańska na pstrym konia jeździ... jednakowoż nieboszczyk pan Andrzej nie tak pewno postępowałby z nami!
Słowa te ukłóły Korczyńskiego: zmiękł, ochłonął, ale nachmurzył się jeszcze więcej.
— Nieboszczyk pan Andrzej żył w innych czasach, — mruknął i szybko zwrócił się ku drzwiom domu.
Na progu stanął, zawahał się i przez ramię do odchodzących już ludzi zawołał:
— Połowę kary daruję, ale połowę zapłaćcie...
— Nie zapłacimy nic — odpowiedział młodszy i sierdzistszy, — niech pan do sądu idzie i nas ciągnie... co robić!
Sceny takie na ganku korczyńskim powtarzały się bardzo często, bo kilka wsi chłopskich i jedna okolica szlachecka trzymały Korczyn w oblężeniu formalnem, i gdyby Benedykt zażarcie się nie bronił, mnóstwo tych drobnych rybek rozszarpałoby w mgnieniu oka tę większą rybę. Tego dnia jednak czuł się więcej jeszcze rozdrażnionym i zgryzionym. Przyczyniła się do tego w znacznej mierze owa rozmowa w altanie, a w pewnym też stopniu jakieś mgliste wspomnienia, które w jego umyśle poruszyły się na widok twarzy i wyrazów Anzelma Bohatyrowicza. Według wyrażenia, którem określał pewne swoje uczucia, „we środku mu coś płakało...“ W gabinecie swoim przy biurku, na którem paliła się lampa i leżały gospodarskie księgi rachunkowe, wziął głowę w obie dłonie i pogrążył się w myślach ponurych. Potem wyjął jeden z listów pod ciężkim przyciskiem leżących i powoli, z uwagą, z częstemi przestankami czytać go zaczął. Był to list brata jego, Dominika, pisany ze stron bardzo dalekich i brzmiący jak następuje:
— „Kochany bracie! Jak mi nie żal ciebie, że tak męczysz się i gryziesz ze swojem gospodarstwem i ze swemi interesami, ja winien ci powiedzieć słowa prawdy. Wy wszyscy nie umiecie sobie dawać rady. Czy człowiek grzybem jest, aby do jednego miejsca przyrastał i choć jemu tam nie idzie, gdzieindziej sobie szczęścia szukać nie chciał? Świat szeroki i można na nim znaleźć sobie wygodne miejsce, trzeba tylko mieć energią i trzeźwo patrzeć na rzeczy. Żebym ja wiedział, że ty trzeźwo już patrzysz na rzeczy, to-bym postarał się wydobyć cię z tego nieznośnego położenia, w jakiem wy wszyscy postawiliście siebie. Sprzedaj Korczyn, a ja dam tobie miejsce zarządzającego w jednych wielkich tutejszych majątkach. Jestem w blizkich stosunkach z jednym księciem, który teraz właśnie potrzebuje człowieka uczciwego i specyalnie wykształconego, aby majątkami jego, zarządzał. Pięć tysięcy rubli rocznej pensyi, utrzymanie dla ciebie i całej twojej familii, mieszkanie w pałacu, pojazd i sześć