Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 096.jpeg

Ta strona została przepisana.

zasięgnąć! Tam miałbym blizko brata. Zmienił się... Cóż? życie! Biedny on taki, jak i ja!
Odkładał list pod przycisk, myśląc, że dziś, jutro, napisze do Dominika, w sensie twierdzącym.
— Trzeba tylko — myślał — o wszystkie warunki detalicznie się rozpytać, i żeby mi pozwalali choć raz na trzy lata w te strony przyjechać, bo jeżeli na zawsze... to z tęsknoty zdechnę...
Wtem z trzaskiem otworzyły się drzwi i do gabinetu wpadło małe stworzenie, skaczące jak konik polny, i przy każdym skoku rozwiewające dokoła głowy włosy, mające barwę dojrzałej pszenicy, gdy ją ozłaca słońce. Wpadło, poskoczyło, rękami szyję Korczyńskiego objęło i bardzo cienko i głośno wyszczebiotało:
— Ciocia Marta pyta się tatka, czy tatko tu kolacyą przynieść każę, czy będzie jadł w stołowym pokoju, czy kurczęta i mleko kwaśne, czy maliny... Ciocia Marta dała mi ich dużo, dużo, i ciasteczka z malinami pieką się, ale jeszcze nie upieczone. Ciocia Marta mówiła, żeby tatko dziś jadł mleko kwaśne, bo dobre, a wczoraj było niedobre...
Korczyński pochylił się i usta dziecka pocałunkiem zamknął. Był to jedyny sposób powstrzymania tego ptaszęcego szczebiotu, lecz powstrzymania go tylko na chwilę, bo mały paluszek wnet wyciągnął się w przestrzeń, ku białym małym motylom, które, wleciawszy przez otwarte okno, dokoła lampy krążyły, albo padając, drżące swoje skrzydła rozpinały na szarych okładkach ksiąg rachunkowych.
— Widzi tatko? motylki... o! jakie motylki... ale w ogrodzie ładniejsze... Julek mówił, że za miesiąc będą już rybacy łowili jacicę... wie tatko, w nocy... na czółnach... z takiemi ogniami... czy tatko kiedy łowił z rybakami jacicę? Julek mówił, że to takie malusieńkie, malusieńkie motylki... dla ryb, widzi tatko, na przynętę...
— Widziu! — zaczął Korczyński, w twarz małego syna patrząc tak, jak może dotąd nigdy nie patrzył, — Widziu, słuchaj Widziu!
— Co, tatku?
— Lubisz ty te malutkie białe motylki?
— Lubię, tatku, takie ładne...
— A Niemen lubisz?
Dziecko aż nóżkami zatupało.
— Tateczku, żeby tateczko wiedział, jak to dobrze pływać i ryby łowić!... Ja z Julkiem dziś pływałem... on złowił szczupaka... wie, tatko, na sznur... a ja na wędę dwa kiełbie, takie śliczne, śliczne kiełbiki...
— A las lubisz, ten co za Niemnem?
— Oj, tateczku, my z ciocią Martą i z Justynką w niedzielę do lasu popłynęliśmy, grzyby zbierali, i tak było wesoło, wesoło...
Grube ramię mężczyzny coraz silniej obejmowało szczupłe ciałko dziecka, i duże, ponure oczy miękły i promieniały, topiąc się w czystych, błyszczących, ruchliwych źrenicach dziecięcych.