Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 100.jpeg

Ta strona została przepisana.
IV.

Ustawiczne kłopoty i zajęcia pana Benedykta, z jednej strony, a z drugiej, słabe zdrowie pani Emilii i sposób życia, jaki wiodła od lat już wielu, nie pozwalały mu na utrzymywanie szerokich stosunków towarzyskich. Oboje też, choć dla przyczyn różnych, nie pragnęli ich wcale: on unikał wydatków i przeszkód w pracach gospodarskich, ona lękała się ruchu, gwaru i wszelkiej fatygi; jednak zupełnie wyosobnionymi zpośród ludzi być nie mogli. Dawne stosunki sprowadzały im niekiedy odwiedziny krewnych i sąsiadów. Raz w rok na imieniny pani domu, przypadające w ostatnim dniu czerwca, zjeżdżała się do Korczyna znaczna liczba gości. Był to już zwyczaj przyjęty od tak dawna, że zmienić go było niepodobna bez uchybienia najprostszej przyzwoitości i narażenia się na niechęć całego prawdę sąsiedztwa.
W wielkiej sali jadalnej około czterdziestu osób wstawało od stołu, okrytego staroświeckiemi, naczyniami z, porcelany i kryształu, i ciężkiem, również staroświeckiem srebrem. Światło słoneczne, łagodzone przez zapuszczone u okien sztory, nadawało tej zastawne bogate połyski. Jak w całym dworze tak i tutaj widać było obfite pozostałości dawnych dostatków tego domu. Nic nowego, ale wszystko, czegokolwiek trafy losu nie wydarły, ze starannością, świadczącą o czujnych i czynnych głowach i rękach, było zaoszczędzone i przechowane.
Gospodyni domu, cała błyszcząca od dżetowych ozdób, które ją okrywały, dała znak wstania od stołu. Z najstarszego przy stole miejsca powolnym ruchem podniosła się wdowa po Andrzeju Korczyńskim, kobieta na wiek swój jeszcze zadziwiająco piękna. Matka trzydziestoletniego syna, mogłaby prawie podbijać serca ludzkie, ale, jak ogólnie w okolicy tej wiedziano, wszelka zalotność była jej zawsze i zupełnie obcą. Od owej, przed dwudziestu trzema laty wydarzonej, straszliwej chwili, w której dowiedziała się, że