Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 103.jpeg

Ta strona została przepisana.

uśmiechnęło się, albo nawet zaśmiało głośno. Krygował się, ramię; jej do boku swojego przyciskał, o czemś jej szeptał: widocznie, towarzyszkę tę wybrał sobie dla żartu i śmiechu. Nakoniec, w nieładzie już, posypała się młodzież płci obojej, pod przewodnictwem dwudziestoletniego syna i czternastoletniej córki gospodarstwa.
Justyna, powstawszy z miejsca, szybko przybliżyła się do ojca, który, na ogólne wstawanie od stołu nie zważając, pilnie i chciwie dojadał ogromnej porcyi galarety i biszkoptów. Ku zwieszonej nad talerzem i srebrem, siwizną okrytej głowie jego schylając swoję głowę, ubraną tylko w czarny warkocz i parę świeżych kwiatów, zlekka jego ramienia dotknęła:
— Chodźmy, ojcze!
— Zaraz, zaraz — odmruknął, — tylko, widzisz... skończę...
— Wszyscy odchodzą — bardzo cicho nalegała, — samemu tak przy stole zostawać nie wypada...
Błękitne, wilgotne, z rozmarzonym wyrazem oczy starego z nad talerza podniosły się na pochyloną twarz córki.
— Nie wypada... to prawda, że nie wypada; a kiedy nie wypada, to nie ma już co... chodźmy...
Raz jeszcze spojrzał na pozostałą pośród talerza galaretę, starannie serwetą otarł pulchne, ponsowe usta i siwe wąsy, wstał, właściwym sobie ruchem, wysuwającym nieco naprzód żołądek, wyprostował się, a Justyna wsunęła mu rękę pod ramię. Poszli za innymi, lecz w znacznej od innych odległości.
— Dobry był obiad, — mruczał stary, — bardzo dobry... Polędwica trochę nie te... ale kurczęta i szparagi... caca! Jadłaś, Justynko, co?
— Jadłam, ojcze, — odpowiedziała.
— Che, che! — zaśmiał się i filuternie, na córkę spojrzał: — albo to ty na takie rzeczy uważasz! U ciebie jeszcze fiu! fiu! w głowie. Słyszałem dziś, jak Kirło mówił pani Benedyktowej, że ten Różyc w tobie... te... a i Zygmuś znowu dojeżdżać zaczyna... dawne dzieje... przypominają się może? ha? choć już żonaty... ale serce to te... nie sługa... wiem ja to sam... pamiętam...
Justyna szła zwykłym równym krokiem, głową nieco podniesioną, i patrzyła w ziemię; możnaby myśleć, że słów ojca nie słyszała.
W sali jadalnej pozostało już tylko kilku lokajów, którzy z gośćmi przybyli i pomagali w usługiwaniu przy stole jedynemu w tym domu pokojowcowi. Pozostała tam także Marta, w dniu tym świątecznie ubrana, z kolorową kokardą na szyi i wysokim grzebieniem we włosach. Do obiadu prawie nie siadała, chociaż nakrycie dla niej znajdowało się na stole; pilnowała przynoszenia półmisków, kolei podawania wszystkiego, dokładności i szybkości usługi.
Zapewne już i na parę dni pierwej przed tym dniem, zupełnie w domu wyjątkowym, panna Marta sporo do czynienia mieć musiała; bo kiedy wszyscy wyszli już z sali, ciężko na jedno z krzeseł