Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 136.jpeg

Ta strona została przepisana.

Jeden z młodszych chłopców, grabiami ziemię drapiąc, cienkim głosem zawołał:
— E! ociec dziś na nas i nie patrzy! Z miasta tylko co powrócił i o procesie gada!
— Ja po swojej koniczynie już i dziś i zaorałem! — filuternie sprzeciwił się Jan.
— Wiadomo! żebyś ty czego lepiej nie zrobił! znać dudka z czubka! — sarknął znowu kosarz.
— W ojca wrodził się — zauważył Jan do Justyny, — taki gniewliwy jak i ociec. Oni mnie streczno-streczni przychodzą, Fabiana Bohatyrowicza synowie... i pomiędzy nami kłótni żadnej niema. Tylko tego Adasia najwięcej teraz to gryzie, że mu w jesieni do wojska trzeba iść... Jak sobie na to wspomni, godzinę staje....Jeszcze i czwarty brat u nich jest, Julek, ale taki zawzięty rybak, że go z Niemna ani ściągnąć... Za Niemnem i za swoim psem, Sargasem, świata nie widzi. A siostrę ich, Elżunię, panienka widziała...
Wtem stanął, zatrzymał konie i smutnie wymówił:
— Ot! tuż i okolica, i droga do dworu...
Zdjął czapkę i w wahającej się postawie na Justynę patrzył.
— Może-bym ja — zaczął nieśmiało — panienkę do domu odprowadził, żeby podczas jaki zły pies albo bydlę nie nastraszyło!...
Może jedno z tych niespełnionych żądań, o których przed chwilą mówił, smutkiem napełniło mu oczy. Może żałował ubiegłej godziny czasu, przedłużyć ją pragnąc. Z niepokojem patrzył na tę, tak mu z pozoru obcą, kobietę, która, w tej chwili wcale go nie słuchając, głowę podała naprzód, ciekawe i zachwycone oczy wlepiając w obraz, tylko co ujrzany. Był to raczej mały i skromny obrazek wiejskiej zagrody, ale który dziś i zblizka widziany, powiał na nią czarem ciszy i świeżości.
— Śliczna zagroda! — zawołała, — kto tu mieszka?
— Stryj Anzelm, czyli my wszyscy troje, pomiędzy nami we wszystkim jest wspólność!
Mówiąc to, dwoma skokami przebył białą drogę, wieś z polem rozdzielającą, jednym ruchem ręki otworzył na oścież zamykającą ogrodzenie, przezroczystą i niewysoką bramę. Przez bramę tę właśnie Justyna ujrzała część zagrody; teraz, gdy wnętrze jej szerzej odsłoniło się przed nią, szybko postąpiła naprzód.
Jan Bohatyrowicz, z czapką w ręku i schyloną w ukłonie głową, stał u bramy, wyciągniętem ramieniem wnętrze zagrody ukazując.
— Proszę wejść, bardzo proszę wejść i spocząć. Stryj będzie bardzo kontent i siestry zaraz zawołam... proszę, bardzo proszę...
Nieśmiałość jego zniknęła bez śladu. Na swoich śmieciach puszył się trochę i dumniał, grzeczną przytem gościnność «kazać pragnąc.
Zagroda była dość obszerna. Płot, z niewysokich i gładko ociosanych desek zrobiony, obejmował dobry mórg ziemi, na której, z zielonej jak szmaragd łąki, wyrastała setka młodych, przed kilku laty zaledwie zasadzonych, grusz, śliw i jabłoni. Gdzieniegdzie te