Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 148.jpeg

Ta strona została przepisana.

Jan, a z oczu jego tryskały takie błyskawice gniewu, że stary zmieszał się i nagle ochłonął.
— A co ja takiego nagadałem? — ciszej zapytał.
— Głupstw, głupstw, ojciec nagadał! — krzyknęła, wyskakując zza krzaku Elżusia, a chwytając go za połę surduta, energicznie dodała: — Bardzo słusznie! Niech już sobie ojciec idzie, bo jak jeszcze troszkę tu postoi, to znów pan Korczyński na język ojcu wylezie...
On córkę usunął i ze zmieszanym wzrokiem rzekł:
— Jeżeli co niewczas naplotło mi się w gębie, to przepraszam... przepraszam,.. Język bez pamięci, sekretu nie strzyma... Przepraszam... dobranoc państwu!
Zdjął czapkę i miał już odchodzić, ale zatrzymał się jeszcze, na Jana patrząc. W rozgniewanej i rozognionej przed chwilą jego twarzy wszystko teraz śmiać się zdawało: i czerwone policzki, i małe oczy, i zadarty nos, i ruszające się wąsy. Czapką ku Janowi machnął i zawołał:
— Kiedy Jezus przed Herodem do Egiptu ubieżał, to i mnie przed tobą ubieżeć nie wstyd; ale pamiętaj to sobie, że jaja kur nie uczą. Pierwej doznaj, a potem gań... Dobranoc.

Machnął czapką i ku płotowi poszedł. Elżusia biegła tuż za jego plecami, podskakując, przyśpiewując i pestki od wiśni z ust wypluwając. Wtem nad ogrodzeniem przesunęła się w powietrzu błyszcząca kosa i rozległo się wesołe niegłośne nucenie:

„A kto chce rozkoszy użyć,
Niech idzie do wojska służyć...

Ten, kto słowa te nócił, smutny był, czy nadąsany.
Fabian przyśpieszył kroku i znowu najgroźniejszym swoim głosem zawołał:
— Adaś! a nie mogłeś to koniczyny skosić, kiedy ja w mieście byłem! Wszystkie zęby ci w gardło wepchnę, gamuło!
— Już skoszona, i niech ociec nadarmo swojego gardła nie mocuje! — wcale nie przestraszonym głosem odpowiedział tęgi, rudawy, ale prosty i przystojny chłopak, który z kosą na ramieniu ukazał się za nizkim płotkiem. Nieruchomo dotąd stojąca mizerna kobiecina odwróciła się ku szaremu domkowi, nieopodal od zagrody Anzelma, za płotem, drzwiami, i kawałkiem ogrodu ledwie widzialnego.
— Alżusia! po wodę zbiegaj! — piskliwie i bardzo przeciągle zawołała.
Zdaleka już oz wał się rozkazujący głos Fabiana:
— Nie trzeba! Imość zawsze tylko-byś się Alżusią posługiwała, a chłopcom wszystkie folgi robiła. Niech Adaś po wodę idzie, a dziewczyna i bez tego wieczerzę gotować będzie!
— Adaś! pójdziesz? — zawołała, a raczej zaśpiewała, znowu matka.