Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 159.jpeg

Ta strona została przepisana.

szych. Ten do wejścia na stromą górę nie potrzebował wschodów. Wysoka i kształtna jego postać kołysała się w obie strony, jakby w wesołem i tryumfującem poczuciu swojej siły. Czasem w gęstwinie znikał zupełnie lub ukazywała się z niej tylko głowa jego, małą czapką ocieniona, i ramię w białym rękawie, troskliwie wyciągające się ku staremu.
W pamięci Justyny błysnęło wspomnienie. Widziała już tych dwóch ludzi, w ten sam sposób wstępujących na wysoki brzeg Niemna; wtedy jeden z nich przystawał czasem i twarzą zwracał się ku otwartemu oknu, w którem ona stała. Ale to przypomnienie błyskawicą tylko przemknęło jej przez głowę; zatrzymała się i z ciekawością patrzyła dokoła siebie.
Znajdowali się w miejscu, o kilka stóp zaledwie oddalonem od szczytu góry, na łagodnej pochyłości, która tworzyła małą, nieco spadzistą równinę. Trzeba było tylko trochę wzrok podnieść, aby zobaczyć ruchomą frendzlę zboża, rozrzuconego nad samym brzegiem parowu. U końca cienistej i w nierówne wschody powyszczerbianej alei, którą wspięli się aż tutaj, leżał olbrzymi kamień, mający liczne wgłębienia i wypukłości, za siedzenia służyć mogące, miejscami siwym i brunatnym mchem obrosły, a miejscami zwieńczony gibkiemi gałęziami ożyn i rozchodnikow. Kilka cienkich sosen z szerokiemi u góry konarami i rozłożysta grusza z gęstwiną drobnych liści wyrastały tam z ziemi, okrytej rzadką trawą i osypanej igłami sosen. Pod sosnami i gruszą coś czerwieniało, błękitniało i bielało; trzeba było wejść pomiędzy drzewa, aby rozpoznać, że to grobowiec...
Był to grobowiec bardzo prosty i ubogi, ale takiego kształtu i w taki sposób przyozdobiony, że aby módz podobny mu zobaczyć, trzebaby cofnąć się wstecz o kilka wieków. Składał się z sześciokątnego, grubego u podstaw a zwężającego się ku szczytowi, krzyża, na którego czerwonem tle bielała postać Chrystusa, a którego boki okryte były różnobarwnemi godłami i figurami. Były tam, białym pokostem powleczone i ściśle do krzyża przylegające, trupie głowy, różne narzędzia męki Chrystusowej, płaskie popiersie Bogarodzicy, z tkwiącemi w niem siedmiu, pozłacanemi niegdyś i w kształt miecza wyrzeźbionemi, strzałami, wreszcie — wsparte na rękach i na podstawach z drzewa lub gliny siedzące, wypukłe figury świętych. Z chudości tych figur, z długości ich członków, z okaleczeń, któremi czas zatarł rysy ich twarzy, poznać można było smak i robotę odległych czasów. Krzyż był tak spróchniały, że rychłym upadkiem groził, ale rozpięta na nim postać Chrystusa i figury okrywające jego boki, przez czas okaleczone, ze spłowiałemi barwami i pozłotami, zachowywały niezmącenie główne zarysy i cechy. Odsłaniał je i od zupełneg zniszczenia chronił, zawieszony u szczytu, gontowy daszek.. Na szerokiej podstawie krzyża bielał wyraźny jeszcze, choć miejscami zacierający się, napis: Jan i Cecylia, rok 1549, memento mori.
Napis grobowy był zagadką. Nazwiska nie miał żadnego. Z bezimiennego grobowca, osłonionego ścianą nadniemeńskiego pa-