Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 160.jpeg

Ta strona została przepisana.

rowu, przeszło trzy wieki patrzyły na przepaść zieloną, z warczącą w głębi krynicą, na olbrzymi i cały w mchach i wiankach leżący kamień, na wielki trójkąt Niemna, odsłoniony tu przez wyginające się w tył ściany przepaści i stojący teraz w cichej pogodzie szybą błękitu i srebra. Za nieruchomą, zda się, rzeką, wielka, samotna tarcza słoneczna wisiała nad samym już szczytem boru i tak go światłem swojem przenikała, że żółte pnie sosen wyraźnie oddzielały się wzajem od siebie, pod ciemnem pokryciem koron stojąc nieprzejrzanemi szeregi.
Teraz ciszę tu panującą przerywać począł monotonny szmer hebla, przesuwającego się po leżącej na ziemi i do połowy już obrobionej kłodzie drzewa. Anzelm zdjął wielką swoję czapkę przed grobowcem, ale wnet znowu głowę nakrył, i w milczeniu, z nasępionemi brwiami, pogrążył się w swojej robocie. Powoli i jakby automatycznie, nieprzerwanie przecież, długa i blada jego ręka przesuwała narzędzie po powierzchni drzewa. Krzyż próchniejący, który pierwsze jesienne wiatry obalić mogły, musiał być zastąpiony przez inny. Kilkadziesiąt lat temu taką samą robotę spełniał zgrzybiały dziś i nawpół obłąkany Jakób. Teraz jemu, Anzelmowi, przypadło w udziale stróżować nad tą pamiątką, drogą zapewne licznym pokoleniom, skoro z nich każde znalazło wśród siebie kogoś, kto jej z powierzchni ziemi zniknąć nie pozwolił. Nowy krzyż okryją stare godła, krótki napis wyraźniej zabieleje na czerwonej podstawie grobowca, — i wszystko tu znowu będzie tak samo, jak było przed trzema blizko wiekami, jak było w owej porze dalekiej, gdy dwoje jakichś ludzi o nieznanych nazwiskach i dziejach złożono w jednej mogile.
Justyna wpatrywała się w stary grobowiec, i w pamięci jej uparcie powtarzać się zaczęła strofa pieśni, którą niedawno, uniesiona wspomnieniem, wydeklamowała przed nią Marta:

„A gdy kto przyjdzie, albo przyjedzie,
Pomyśli sobie:
Złączona para, złączona para
Leży w tym grobie!“

Czy kochali się oni? Czy świat ich rozłączył a połączyła mogiła? Jak żyli? i dlaczego, gdy umarli, tak na długo, na wieki, pozostali w sercach i pamięci ludzi?
O parę kroków od niej, na obalonym pniu sosny, siedział Jan i uśmiechał się wpół filuternie, wpół tajemniczo.
— Stryj wie wszystko i bardzo lubi historyą tę opowiadać. Trzeba go tylko pięknie poprosić, a opowie...
Istotnie, po Anzelmie widać było, że walczyć zaczynał z ogarniającą go chęcią mówienia i czemś, co go do milczenia raczej skłaniało. Zatrzymał raz hebel pośrodku kłody, spojrzał na Justynę i zcicha rzekł:
— Na co? dla jakiej przyczyny?
Po chwili jednak znów podniósł oczy i dłużej popatrzył na zbladłą nieco i smutną w tej chwili twarz młodej kobiety. Czaro-