Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 162.jpeg

Ta strona została przepisana.

bie różną przemyślnością. W jednych miejscach, nad jeziorami lub nad rzeczułkami siedzieli rybaki i Bobrowniki; w inszych, tam, gdzie stały lipowe lasy, pszczelniki miód i wosk pracowitym zwierzątkom odbierali; niektórym król nakazał, aby dla niego hodowali sokoły, i od tego poszło, że nazywali się sokolnikami; a inszych wolnością obdarował, aby tylko wszelkie posyłki jemu sprawiali, i dla tej przyczyny mieli oni nazwanie bojarów, czyli ludzi wolnych. O uprawianie ziemi było im bynajmniej; ogrody mieli, ale najwięcej rzepę w nich sadzili i len w wielkiej obfitości sieli, bo, owiec nie mając i wełny nie znając, odzieży płótnianej tylko używali. Zboże zaś rzadko gdzie zobaczyć można było, i to przy miastach, a w głębokiej puszczy jeszcze gdzieniegdzie nikt i nie słyszał o niem. Ale zato byli tacy, co, w dębowych lasach żyjąc, trzody świń na żołędziach hodowali, i od tego dane im było brzydkie przezwisko świniarów, i tacy, co, przy łąkach mieszkając, bawoły obłaskawiali, i dla tej przyczyny nazywali się — bawolniki. O pieniądzach to jeszcze gdzieniegdzie i nic nie wiedzieli, a jak kto chciał co sobie potrzebnego kupić, dawał skóry zdarte z ubitych bobrów, niedźwiedzi. lisów, kun i inszych zwierząt, albo troszkę miodu i wosku, albo przyswojonego bawołu, karmną świnię, i co tam zresztą kto miał. Chaty ich nazywały się numy i były bardzo biedne i smrodliwe, bez pieców i kominów, bo tym leśnym ludziom nieznajoma jeszcze była malarka. W Boga chrześciańslnego niby-to wszyscy już uwierzyli, a jednakowoż w głębokościach puszczy wielu jeszcze kłaniało się bałwanom i żyło z kilku żonami.
Jan i Cecylia, wzdłuż puszcze przeszedłszy, poznali różne jeziora i łąki, zachodzili do rybaków, do bobrowników, do sokolników i do bojarów; zachodzili także do świniarów i do bawolników; ale nigdzie im nie podobało się tak, jak tutaj, nad brzegiem tego Niemna. i na tem właśnie miejscu, gdzie teraz ten pomnik stoi... Widać zobaczyli, że tu najmniej ludzie doścignąć ich mogą, a najlepiej im będzie pod jednem, Bożem, okiem pozostawać. Może już tak im było przeznaczono, ażeby właśnie ten kawał ziemi zaludnić i nasz ubogi, ale długowieczny, ród ufundować...
Powolny i przyciszony głos opowiadającego brzmiał na wysokim stoku góry, monotonnością swoją podobny do mruczącego u dołu strumienia. Czasem jednak zatrzymywał się i szukał w pamięci wyrazu lub nazwy, których w życiu codziennem nie używał prawie, ale jak słowa z pacierza, ze starej gadki wyrzucić nie chciał. Teraz, z widocznem naprężeniem rysów, wiązał przez chwilę w głowie wątek opowiadania, bojąc się splątać go, albo część jego uronić.
— Podtenczas — zaczął znowu — nie było w tem miejscu żadnego kawałka zaoranej ziemi, ani żadnego ludzkiego plemienia. Z tej strony rzeki i z tamtej strony rzeki, na prawo i na lewo, naprzód i w tył, rosła jedna tylko puszcza. Jan i Cecylia upatrzyli sobie właśnie to miejsce, gdzie teraz ten pomnik stoi, a gdzie podtenczas stał dąb taki stary, co może i tysiąc lat miał wieku, bo w jego wydrążeniu bawoła ukryć byłoby można, i pod tym dębem zbudowali