Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 164.jpeg

Ta strona została przepisana.

Do tego i lubości był tu nadmiar. Słowicze śpiewy umilały noce, a jaskółcze i gołębie gminy same przez się szukały przytułku pod dachem numy. Podczas płochliwa sarna ugłaskać się pozwoliła i wiernie potem chodziła przy boku swojej pani. Wszelako tam bywało: ciężko i mile, straszno i bezpiecznie. To tylko jest pewnem, że nacierpieli się nadmiar głodu, chłodu, strachu i zasępu najedli się do sytości, wiele razy od upału i mozołu skóra z rąk i nóg im złaziła, a od wiatrów i mrozu piekące bąble obsiadały ciała.
Może dwadzieścia roków minęło im w tej męce, kroplami rozkoszy słodzonej, aż po puszczy puściły się pogłosy o tej parze ludzi, że przemyślnością swoją i krwawą pracą kawał duży lasu wyplenili, zboża nasieli i inszych różnych roślin nasadzili; że dom sobie zbudowali widny i czysty, z którego też dym przez komin wychodził; że nabyć u nich można niektórych takich rzeczy, jakich na szeroki okół nikt jeszcze nie miał. Poszli tedy do nich ludzie z różnych dalszych osad dowiedzieć się: jak też tam czyniły się takie cuda... A jak raz przyszli, to już na długo przy nich ostawali, przypatrując się różnym, do tego czasu niewiadomym, dziełom i przemysłom. Niektórzy prosili się, aby ze wszystkiem już ostać przy nich dla wspólności i pomocy; ale Jan i Cecylia wprędce doczekali się rodzonych pomocników. Sześciu synów i sześć córek urodziło się im i wyhodowało nad brzegiem tej wody, w cienistościach tej puszczy, pod okiem jednego Boga.
Jeden z tych synów pojął sobie żonę u rybaków, drugi ją wybrał pomiędzy sokolnikami, trzeciemu przeznaczenie dało bojarkę, czwartemu bobrowniczkę, piątemu pszczelarkę, a szósty, handlując rybami, do których łapania wielką miał ochotę, przywiózł sobie dozgonną towarzyszkę aż z miasta Grodna, które podtenczas, dla przyczyny mnóztwa tam rosnących ogrodów, po rusińsku Horodnem zwano. Rusinką też owa dziewka była, ale podtenczas dwie krwie, na jednej ziemi mieszkające, nierzadko mieszały się z sobą, i nie wynikała z tego nikomu żadna obraza, ani ujma. Zkąd synowie pojmowali żony, ztamtąd przybywali mężowie dla córek i, poślubiwszy je, nie odjeżdżali nigdzie, tylko tu sobie budowali chaty; a tnąc las coraz dalej, uprawiali pola. Tak przeminęło lat ośmdziesiąt, albo może i więcej, od tego dnia, kiedy Jan i Cecylia pierwszy raz na tej ziemi nogi swoje postawili...
Umilkł Anzelm, zmęczony niezwykłym wysiłkiem pamięci i myśli; kilka kropli potu zaświeciło na jego zapadłych i rozognionych policzkach, spłowiałe zwykle i białe oczy pobłyskiwmły pod wielką czapką. Obejrzał się w stronę słońca: znikło już ono za borem, lecz Niemen stał żółtawą taflą, i jasne smugi, rozciągnięte u zachodu nieba, jaskrawo oświecały sunący od wschodu zmrok.
— Dzień kończy się, i moja gadka także do swojego końca idzie — wymówił z uśmiechem. — Ale — dodał — w tym końcu także są rzeczy, które walor mają...
Głośniej trochę i żywiej niż wprzódy mówił dalej:
— Ośmdziesiąt lat, a może i więcej, przeminęło od tego dnia, kiedy Jan i Cecylia pierwszy raz na tej ziemi nogi swoje postawili.