Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 175.jpeg

Ta strona została przepisana.

i we wnętrzu jego razem z kupcami zniknęła. Zabawiła tam dobry kwadrans, potem ukazała się znowu na dziedzińcu.
Wiatr zadął, silniejszy jeszcze niż wprzódy, i nizko giął szczyty topoli. Olchowy gaj szumiał, za nim przebłyskiwały burzące się fale Niemna; ciemna i gruba chmura w otoczeniu mniejszych i lżejszych sunęła samym środkiem nieba; ostry i zimny deszcz padać zaczął; Kirłowa obejrzała się na ogród warzywny, i zobaczyła młodą parę, z gromadką dzieci i czarnym wyżłem, szybko dążącą ku małemu budynkowi, który, u końca ogrodów warzywnych do płotu dziedzińca przyparty, służył za skład nasion ogrodowych. Kobiety pielące, nie wstając z zagonów, podniosły głowy i, patrząc na dziecinny drobiazg, który zapewnie do nich należał, a teraz pod dach był uprowadzany, śmiały się głośno i z uradowaniem. Kobieta pomiędzy dwoma kupcami od śpichrza ku domowi idąca uśmiechnęła się znowu, ale wnet do towarzyszy swych zagadała. W burzliwej fali wichru i deszczu, z mokremi włosami, zziębłe ręce w rękawy tołubka chowając, szła, jak zwykle, prosta, zgrabna i zdala dziwnie młodo i delikatnie wyglądająca, ale mówiła głosem podniesionym, z coraz większą energią i zaciętością; słychać ją było na całym dziedzińcu i aż w kuchni.
Targowała się z kupcami, którzy jej dawali po ośmnaście rubli za pud wełny, a ona żądała po dwadzieścia. Coraz głośniej i energiczniej dowodziła przymiotów swego towaru; powoływała się na Korczyńskiego i innych sąsiadów, którzy za tę cenę wełnę swą sprzedawali; przysięgała na dzieci, że taniej nie odda. Tak doszła aż do ganku; kiedy jednak na nim stanęła, twarzą ku dziedzińcowi zwrócona, nagle umilkła, a potem wykrzyknęła:
— A toż co?
Drogą pomiędzy gajem olchowym a warzywnemi ogrodami szybko jechała i już ku otwartej bramie dziedzińca zawracała zgrabna, błyszcząca od szkieł i posrebrzeń, przez cztery piękne konie ciągnięta karetka. Konie były w angielskiej uprzęży, na koźle siedział brodaty stangret i młody lokaj, w zielonej, pozłacanemi taśmami szamerowanej kurcie. Poznała karetę i konie Różyca. Kupcy na widok przybywającego grzecznie oświadczyli, że do odjazdu gościa na zakończenie interesu czekać będą. Ale Kirłowa nie słyszała tego, co mówili. Zmieszała się tak, że przywiędłe policzki i drobnemi zmarszczkami porysowane czoło okrył aż po brzegi jasnych włosów świeży, jak u młodej dziewczyny, rumieniec.
Wielki Boże! trzy hładyszki z mlekiem zsiadłem na ławce ganku, w sieni niecki z mokrą bielizną i zapachy mydlin, a ona sama w starym tołubku i białej muślinowej chustce na szyi! Do sieni wpadła i z energicznemi gestami przywoływała dziewkę kuchenną, półgłosem rozkazując jej wnieść do izby czeladnej niecki z bielizną.
Dziewka bosa, w grubej koszuli i krótkiej spódnicy, z czerwonemi, po łokcie obnażonemi i twarogiem poplamionemi rękami, wypadła z kuchni, porwała niecki i biegła z niemi przez sień, właśnie w chwili kiedy Różyc, wysiadłszy z karetki, w progu domu stanął.